To był dobry dzień dla Durczoka. Dziennikarz wygrał proces, który wytoczył wydawcy, redaktorowi naczelnemu i dziennikarzom "Wprost" za opublikowanie tekstu "Kamil Durczok. Fakty po faktach". To w tym artykule pojawiły się informacje o tym, że w mieszkaniu, które wynajmowała znajoma Durczoka znaleziono m.in. pornograficzne materiały i seksgadżety. Sąd zdecydował, że "Wprost" musi zapłacić dziennikarzowi odszkodowanie - 500 tys. choć Durczok chciał 7 mln, i go przeprosić. - Witam. Po roku walki z oszczerstwami Wprost wygrałem w I instancji. Sąd zmiażdżył metody pracy i oszustwa Latkowskiego i Majewskiego. Oni nie mieli nawet cywilnej odwagi przyjść na ogłoszenie wyroku. Wszystkim którzy nie zwątpili w 26 lat mojej pracy proste: dziękuję! - napisał na Twitterze Durczok. Na wpis zareagował Michał Majewski, jeden z autorów tekstu o Durczoku: - I tak przegrasz, boś molestował i mobbował słabszych i podległych sobie. I za to pożegnałaś się z robotą - odpowiedział Majewski. Durczok odpowiedział bardzo ostro: - Rozumiem że pijesz. Szkoda że jak tchórz nie miałeś odwagi przyjść i posłuchać jak Sędzia miażdży wasz "warsztat".
Durczok w rozmowie z wirtualnemedia.pl powiedział, że przez ponad rok od publikacji materiałów "Wprost" przeżył gehennę! Musiał też pożegnać się z TVN: - Nie chcę powiedzieć, że nie ma dla mnie różnicy między 7 mln zł a 500 tys. zł. Po tym roku gehenny, którą przechodziłem zasądzona kwota nie jest dla mnie najistotniejsza. Ona i tak jest rekordowo wysoka. Są to dla mnie oczywiście bardzo istotne pieniądze, ponieważ nie pracuję. W wyniku publikacji „Wprost” musiałem rozstać się z moją firmą, miejscem, które było dla mnie całym życiem i które bardzo dobrze wspominam - czytamy na wirtualnemedia.pl.
Czytaj: Prezydent Duda z żoną w Kanadzie. Ależ on ją ściska!