Bartłomiej Radziejewski: Drugiej fali kryzysu nie uda nam się uniknąć

2011-09-08 22:14

Nadchodzi druga fala kryzysu finansowego. Jeszcze nie wiemy, czy będzie ona "tylko" podobna do poprzedniej, czy znacznie potężniejsza, mogąca wręcz zmieść światowy system finansowy. Co wiemy, to to, że idą ciężkie czasy.

Polska uniknęła pierwszej fali, ale przed kolejną nie ucieknie. Bo nasza sytuacja przypomina dziś grecką w przeddzień załamania (Hellada też była wtedy "zieloną wyspą"): bardzo wysoki - i szybko rosnący - dług publiczny, spadające produkcja i konsumpcja. Rentowność naszych długoterminowych obligacji już teraz jest wyższa niż włoskich czy hiszpańskich, a podobna do greckich sprzed półtora roku. Wkrótce "zielona wyspa" będzie co najwyżej sielankowym (ale ze sporą dozą ironii) wspomnieniem.

To nie będzie kryzys li tylko gospodarczy. Jego źródła leżą w wybranym wspólnie przez polityków, bankierów i zwykłych zjadaczy chleba modelu rozwoju, swoistym pakcie społecznym opartym na założeniu: "my wam pożyczamy, wy konsumujecie, nikt nie odpowiada". Dlatego odpowiedzią na to załamanie musi być nowa koncepcja rozwoju. A najwłaściwszą sferą jej wypracowania jest polityka.

Co więcej, jeśli ziszczą się przepowiednie skrajnych pesymistów, konsekwencje nadciągającego krachu dalece wykroczą poza gospodarkę. Doświadczymy eksplozji narodowych egoizmów, z brutalną walką o rynki i surowce. Może rozpaść się strefa euro, a nawet Unia Europejska. Część niedawnych sojuszników może stać się wrogami.

To niejedyny spośród możliwych w najbliższym czasie scenariuszy. Poważna polityka musi jednak liczyć się z najgorszym.

Żeby wyjść z takiej zawieruchy obronną ręką, potrzebujemy jednocześnie silnego i taniego - słowem: ograniczonego - państwa. Potrzebujemy republiki.

Tymczasem III Rzeczpospolita jest nią wyłącznie z nazwy. To państwo zawłaszczone (capturedstate) przez współczesne odpowiedniki dawnych królewiąt - grupy prywatnego, a nie publicznego interesu. Ich egoistyczny i antyrozwojowy charakter doprowadził do sytuacji, w której pochłaniając większość naszych dochodów, rozrośnięte do monstrualnych rozmiarów państwo nie spełnia należycie swoich podstawowych funkcji. Rząd, zamiast tworzyć i realizować strategie, zabawia nas marnej jakości medialnymi spektaklami. Parlament, zamiast wprowadzać w życie zasady sprawiedliwości, krępuje nas tysiącami zbędnych przepisów. Służby specjalne, zamiast nas chronić, inwigilują bez niczyjej kontroli. I tak dalej.

Państwo ulega potrójnemu zepsuciu. Z jednej strony tonie w nierządności, potykając się o coraz drobniejsze przedsięwzięcia w rodzaju nowego rozkładu jazdy pociągów. Nieudolne próby odsunięcia scenariusza greckiego skutkują kreatywną księgowością na bezprecedensową skalę (w ciągu dekady rząd zamierza ukryć w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, Krajowym Funduszu Drogowym i Banku Gospodarstwa Krajowego ponad 300 mld zł długu), pośpieszną prywatyzacją (np. groźba wrogiego przejęcia Grupy Lotos, a w konsekwencji także i PKN Orlen przez Kreml) i desperackimi cięciami w stylu bankrutującego przedsiębiorstwa.

Widzimy więc upadek jakości usług publicznych: znikają lokalne połączenia transportowe, placówki służby zdrowia, szkoły, co grozi zapaścią prowincji, a w dalszej perspektywie także metropolii. Obecny kurs w oświacie zredukował licea do poziomu niskiej jakości ośrodków masowego przygotowania do matury. Uczelnie dostaną więc jeszcze słabszych studentów i będą wypuszczać jeszcze bardziej niekompetentnych absolwentów, w efekcie czego spadną poziom wiedzy i kultury, wydajność pracy, a wzrosną bezrobocie i, być może, emigracja.

Za likwidacją poboru do wojska nie poszła profesjonalizacja, w efekcie czego mamy armię zdolną do obrony niecałych 4 proc. terytorium, a więc nadającą się tylko do misji zagranicznych, z których jednak rząd sukcesywnie rezygnuje.

Z drugiej strony, państwo się rozrasta. Liczba urzędników przekroczyła 500 tysięcy, a w tzw. sektorze publicznym pracuje więcej niż co czwarty zatrudniony - w sumie ok. 4,5 miliona osób. Za coraz gorsze państwo płacimy coraz więcej - już 52 proc. (!) naszych dochodów (Amerykanie - 23,6 proc.). Jednocześnie państwo coraz szerzej i głębiej ingeruje w życie Polaków. Jesteśmy na pierwszym miejscu w UE pod względem liczby wniosków o udostępnienie danych o abonentach (wzrost o 300 tys. w zeszłym roku) składanych przez służby specjalne w firmach telekomunikacyjnych.

Trzecia plaga to upadek debaty publicznej. Polska demokracja nigdy jeszcze nie była tak fasadowa jak obecnie. Postpolityczna teatralizacja skrywa realną politykę przed oczami obywateli skuteczniej niż kiedykolwiek - żadna z istotnych decyzji leżących u podstaw powyższych zjawisk nie była poprzedzona poważną debatą. Wielomiliardowe afery nie są drążone ani przez największe media, skupione na rozliczaniu opozycji, ani przez prokuraturę, co tworzy klimat przyzwolenia dla zinstytucjonalizowanej korupcji - i arogancji władzy. Ta ostatnia skutkuje coraz częstszym naruszaniem wolności obywatelskich - od Internetu po stadiony.

Postępujące psucie państwa sprawia więc, że wchodzimy w trudne czasy jak dzieci we mgłę. Jeśli nadchodzący kryzys ma przynieść także polityczne oczyszczenie, to pierwszym priorytetem powinno być nadrobienie największego zaniechania ostatniego dwudziestolecia: budowa republiki.

Bartłomiej Radziejewski,

politolog, redaktor naczelny kwartalnika "Rzeczy Wspólne"

Artykuł pochodzi z nowego tygodnika opinii: "to ROBIĆ!"

Tygodnik to ROBIĆ! ukazuje się w każdy wtorek jako bezpłatny dodatek do Super Expressu.

Nasi Partnerzy polecają