Nasze kieszenie drenuje nie tylko masło. Coraz większe ubytki w portfelu powodują zakupy mięsa i wędlin, mimo że średnio podrożały tylko o 5 proc. - Zmiany cen tych produktów odczuwamy boleśnie, bo spożywamy ich 12 razy więcej niż masła - zauważa Krystyna Świetlik, ekspertka z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
W efekcie po podwyżkach przeciętny Kowalski, który zarabia około 3 tys. zł na rękę, wydaje obecnie miesięcznie kilkadziesiąt złotych więcej na mięso, a kilka złotych więcej na masło. Z kolei za sprawą kapryśnej aury ceny owoców i warzyw także poszybowały w górę. Najbardziej zdrożały jabłka - o 25 proc., a wkrótce nieprzyjemnie zaskoczą nas ceny przetworów z nich.
Niestety o tanich zakupach możemy zapomnieć na dobre. Tegoroczni sprawcy podwyżek - wiosenne przymrozki, a także świński dołek na niemieckim rynku mięsa - to czynniki przejściowe. Ukryty powód drożyzny - stale rosnące płace i koszty pracy - zostaną z nami na dłużej. - Gdy w dużym supermarkecie brakuje kasjerek do 40 kas, nie ma innej opcji: trzeba podnieść ich pensje. A wzrost kosztów przerzucić na klientów. Świetną okazją do tego będzie Boże Narodzenie. To będą bardzo drogie święta, a handlowcy zrobią wszystko, aby te świąteczne ceny obowiązywały także po Nowym Roku - prognozuje ekonomista Marek Zuber.
Masło jest tak drogie, że sklepy montują na nim zabezpieczenia antykradzieżowe