To cud, że żyje! Kandydatka w wyborach samorządowych do sejmiku pomorskiego Joanna Senyszyn kilka lat temu zaraziła się w Afryce wirusem Zachodniego Nilu, a później miała zawał z zatrzymaniem krążenia. Za każdym razem lekarze cudem ją ratowali. Jakby tego było mało w styczniu 2018 roku przewróciła się tak niefortunnie, że złamała miednicę, kość łonową, krzyżową, miała też problemy z udem. Nie tak dawno lekarze wstawili jej 30-centymetrową płytę tytanową, która scala kość udową. Joanna Senyszyn musi poruszać się na wózku inwalidzkim. Ma też chodzik. - Zawsze rozumiałam osoby z niepełnosprawnościami, ale dopiero teraz sama doświadczam tysięcy trudności z jakimi muszę się zmagać – mówi nam była europosłanka. I wie, że osoby na wózku skazane są na mękę, kiedy muszą wyjść z domu.
Ale to i tak mało w porównaniu z tym, co Joanna Senyszyn przeszła w 2014 roku. To wtedy miała wspomniany zawał z zatrzymaniem krążenia. - Napisałam wtedy na Twitterze: „kochani, nie lękajcie się”. I mogę powiedzieć, bo już byłam blisko śmierci, że nie tylko nie ma światełka w tunelu, ale tunelu też nie ma – zaznacza była europosłanka. I dodaje, że mimo, iż śmierć zajrzała jej w oczy już dwukrotnie, to wciąż jest na bakier z wiarą. - Jestem nadal ateistką, nic się nie zmieniło. Gdyby Bóg istniał, to osobę tak życzliwą dla ludzi, która tyle robi dla Polski i da Polaków, chroniłby. Mogę zapewnić, że w kwestii wiary nic się u mnie nie zmieni do końca życia. A jak miałam zawał i byłam na oddziale ratunkowym, to przypomniałam obecnym, że moją ostatnią wolą jest świecki pogrzeb. I tak też pozostanie – zaznacza na koniec Joanna Senyszyn.