- Byłem zszokowany, że w ogóle dochodzi do takiej sytuacji. Myślałem, że po Smoleńsku wszyscy powinni być wyczuleni na punkcie bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie, a tu taka przykra niespodzianka – mówi „Super Expressowi” były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gen. Stanisław Koziej (77 l.). W taki sposób komentuje ustalenia portalu TVN 24 i Gazety Wyborczej: 2 lipca, za sterami prezydenckiego samolotu, wracającego z Babimostu (woj. lubuskie), siedziała młoda kapitan, która nie miała ważnych uprawnień. Obok niej był instruktor. Według informacji mediów, miała ona tym lotem wznowić swoje uprawnienia. Tymczasem fachowcy są zgodni: to poważne naruszenie przepisów i zagrożenie bezpieczeństwa najważniejszej osoby w państwie.
- Instrukcja HEAD (o lotach z najważniejszymi osobami w państwie – red.) mówi wyraźnie: pilot takiego lotu musi mieć pełne uprawnienia, nie może „wznawiać się” w trakcie przelotu – mówi „SE” Bartosz Głowacki, ekspert magazynu „Skrzydlata Polska”. Wtóruje mu doświadczony pilot LOT-u, kapitan klasy mistrzowskiej. Ponieważ jest czynnym pilotem, zastrzega anonimowość. - Ona nie powinna była lecieć. To jest narażenie bezpieczeństwa i to poważne. Nie była zapewniona kontrola lotu, co oznacza, że w przestrzeń tego lotu mógł wlecieć każdy. Mogło tam dojść do poważnej katastrofy – mówi „Super Expressowi”.