- Żona najzwyczajniej w świecie okłamała sąd, ten jej uwierzył i nie dopuścił żadnego wniosku dowodowego, który ja składałem. W takich kuriozalnych okolicznościach miałem iść za kraty - mówi mężczyzna.
Pan Artur od 22 lat pracuje jako listonosz. W pracy ma nienaganną opinię, nie był nigdy karany, nie wchodził w konflikty z prawem. A mimo to sąd zdecydował, że ma trafić do więzienia.
Wszystko zaczęło się od rozpadu jego trwającego ponad 20 lat małżeństwa z Barbarą T. (42 l.).
- Żona poszła do prokuratury i pomówiła mnie, że znęcałem się nad rodziną - opowiada mężczyzna. - Prokurator przygotował akt oskarżenia, który liczył pół strony. W sądzie żona cały czas kłamała, a dzieci mówiły to, co kazała im mówić. Dodatkowo sąd nie dopuścił ani jednego dowodu, który ja próbowałem składać. Sąd był głuchy na moje argumenty - opowiada mężczyzna.
Gdy zapadł skazujący wyrok, zdesperowany pan Artur zwrócił się o pomoc do detektywa Krzysztofa Rutkowskiego (56 l.). Ten wspólnie z prawnikami pomógł mu napisać apelację.
Sąd odwoławczy w Łodzi całkowicie uchylił absurdalny wyrok i w aż 6 punktach zarzucił sędziom z Łowicza rażące naruszenie przepisów prawa. W konkluzji stwierdził nawet, że łowicki sąd powinien zawiadomić organa ścigania o składaniu przez Barbarę T. fałszywych zeznań.