"Super Express": - Polscy sportowcy nas nie rozpieszczali w ostatni weekend, szczególnie dotkliwy był remis reprezentacji Polski z Czarnogórą, nie popisali się koszykarze. Złe wyniki sportowe mają wpływ na ogólne postrzeganie rzeczywistości przez społeczeństwo lub choćby na słupki sondażowe partii politycznych?
Dr Wojciech Jabłoński: - Związki między polityką a sportem zawsze były bardzo silne. Sukcesy i klęski sportowców mają oczywisty wpływ na międzynarodowy prestiż kraju. Niemcy, którzy tradycyjnie mają mocną reprezentację w piłce nożnej, lub USA, które wręcz specjalizują się w lekkoatletyce, czynią ze sportu dodatkowy element swojego wizerunku. Ale sport ma też ten wymiar wewnętrzny. Obywatele lepiej się czują, lepiej funkcjonują i lepiej są nastawieni do władzy, gdy widzą sukcesy swoich sportowców. W Polsce takim okresem była pierwsza połowa lat 70., czas Orłów Górskiego, gdy ten gierkowski pseudocud gospodarczy był bezwiednie, a później bardzo celowo wspierany przez określoną politykę sportową. Ludzie do dziś to wspominają i kojarzą to z Gierkiem. Natomiast epoka Jaruzelskiego, poza 1982 rokiem, to już raczej początek kryzysu polskiej piłki.
- Później przez jakiś czas cieszyły nas występy Adama Małysza. A teraz?
- Teraz mamy bardzo ciekawą sytuację, bo mamy premiera, który pokazuje się jako znawca i miłośnik piłki nożnej, a my w tej piłce nożnej mamy sytuację tragiczną. Ten brak wiary w polską drużynę, który coraz bardziej udziela się kibicom, jest związany z fatalnym samopoczuciem politycznym części polskiego społeczeństwa. Był bardzo duży propagandowy nacisk na EURO 2012, a niewiele z niego wynikło poza dziurawym kosztownym stadionem. Polska drużyna się nie popisała. To działa na zasadzie światła odbitego. Donald Tusk nie ma dziś drużyny, z którą mógłby zrobić sobie zdjęcie.
- Polska drużyna rzadko zdobywa decydujące bramki w ostatnich minutach ważnych meczów. W piątek wydawało się, że w końcu się to wydarzyło. Przez krótki moment widzieliśmy polskich piłkarzy zjednoczonych wspólną radością. A tu znowu rozczarowanie, był spalony.
- To by uleczyło nasze kompleksy, bo było wiele meczów, w których to my traciliśmy takie bramki. Tak jak w tym rzymskim powiedzeniu "chleba i igrzysk", dobrze jest jeśli ludziom równocześnie udziela się dobry stan gospodarki i mają dobry show, który dają sportowcy. A jeśli stan gospodarki jest fatalny, jeśli ludzie nie mają pracy i nie starcza im do pierwszego, to niechby te igrzyska chociaż były. Ale ich nie ma. To jest też istotny przyczynek do tego, że politycy koalicji zaczynają się chyba zastanawiać, czy przypadkiem nie zlikwidować Ministerstwa Sportu. Po co nam to ministerstwo, jeśli zajmuje się dziedziną, która nie istnieje?
Dr Wojciech Jabłoński
Politolog, Uniwersytet Warszawski