Te wybory pokazały, nie pierwszy zresztą raz, że w Polsce kwestie religijne, światopoglądowe nie mają najmniejszego znaczenia przy urnie, a Kościół - choć zachowuje wpływ symboliczny - w istocie pozbawiony jest realnego znaczenia politycznego. Polacy deklarują chętnie swój katolicyzm, przyznają się do wiary (tu wskaźniki szybują zdecydowanie powyżej dziewięćdziesięciu procent), ale jeśli chodzi o praktykowanie, to jest już znacznie gorzej (nieco powyżej czterdziestu procent regularnie, czyli w każdą niedzielę, chodzi do kościoła). Przy urnach zaś nawet ta grupa niekiedy nie głosuje, kierując się nauczaniem Kościoła.
I nie jest to narzekanie zgorzkniałego chrześcijańskiego konserwatysty, ale zwyczajna konstatacja faktu. Na Ruch Palikota głosowali także ludzie uważający się za katolików. A nawet więcej - mimo ostrego antychrześcijańskiego oblicza tej organizacji - wśród jej posłów nadal są ludzie uznający się za katolików (czy są nimi rzeczywiście, to zupełnie inna sprawa). Nie brak ich także wśród wyborców i polityków SLD. Nie widać też, by jawnie sprzeczne z nauczaniem Kościoła głosowania zdecydowanej większości parlamentarzystów PO (która wprowadziła dyscyplinę w głosowaniu przeciwko życiu ludzkiemu czy ustami premiera zapowiedziała przyznanie uprawnień małżeńskich) jakoś wyraźnie zaszkodziła tej partii w oczach jej wyborców czy polityków, i to także tych chodzących regularnie do kościoła (a są tacy, i to wcale nie nieliczni, w PO).
Republika ważniejsza niż religia
Zbyt proste byłoby też uznanie, że wyborcy PiS i PSL to - dla odmiany - ludzie kierujący się w wyborach zdecydowanymi poglądami katolickimi. Obie te partie wprawdzie w głosowaniach sejmowych zazwyczaj (w przypadku PSL było to mniej oczywiste, ale widoczne) głosowały tak jak powinny z katolickiego punktu widzenia, ale wcale nie musi to oznaczać, że oddający na nie głosy w większości (czy choćby w znaczącej części) kierowali się akurat tym względem. Wśród wyborców PiS-u (niewątpliwie - co wynika zarówno z badań, jak i moich osobistych spotkań) przeważają oczywiście ludzie wierzący i zaangażowani, ale też w tych wyborach niezwykle częstą emocją określającą wybór było pragnienie wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej i mocna niechęć do ekipy Donalda Tuska. Katolicyzm, zasady moralne odgrywały często pewną rolę - ale zdecydowanie nie było to główne kryterium wyborcze.
Podziału między wyborcami PO, SLD i Ruchu Palikota, jako mniej religijnymi (choć to statystycznie prawda), a bardziej religijnymi PiS-u i PSL-u - nie da się zatem przełożyć w prosty sposób na podział między przyjaciółmi a wrogami Boga czy nawet Kościoła. Bowiem emocje religijne nieszczególnie rozpalają Polaków. I nie jest to nic nowego. Tak było i w XVII i w XIX wieku. Złota polska tolerancja, którą słusznie się szczycimy, wynikała z uznania, że od religii i wyznania istotniejsza jest przynależność do republiki, do braci szlacheckiej. XIX wiek, choć oczywiście chętnie posługiwał się symboliką i terminologią religijną, także nie był czasem przesadnego zaangażowania religijnego. Dmowski i Piłsudski - dwaj ojcowie naszej niepodległości, byli osobami niereligijnymi. Ich zwolennicy zaś, także nie odwoływali się do nich, z powodów religijnych, a czysto politycznych. I teraz jest podobnie. Bóg, religia, religijność nie są kluczowe w naszych wyborach. Istotniejsze są inne sprawy: Smoleńsk, święty spokój, rozwój gospodarczy, pochwały zachodnich mediów czy niechęć do kaczystów.
Katolicki Palikot?
Czy to się może zmienić? Czy w Polsce może powstać Chrześcijańska Partia Przyjaciół Pana Boga? Potencjał jest widoczny. Poparcie, jakie uzyskał obywatelski projekt zmiany ustawy aborcyjnej (blisko 600 tysięcy podpisów w trzy tygodnie), katolicka (a szerzej chrześcijańska) opinia publiczna budząca się w sprawie Nergala pokazują, że nie brak w Polsce ludzi, którzy mocno identyfikują się z przesłaniem chrześcijaństwa (także w jego konserwatywnym i wrogim postępowi odcieniu). Ekscesy Palikota (a wiele wskazuje na to, że będą się one - także pod wpływem mediów - nakręcać) będą zaś konsolidować tę grupę. Na razie "obługuje" ją politycznie głównie PiS, ale jeśli pojawi się wyrazisty lider (ktoś w rodzaju konserwatywno-chrześcijańskiego Palikota) to może on zbudować parlamentarną formację polityczną. Jeśli tylko wystarczy mu odwagi, by być etatowym chłopcem do bicia liberalnych mediów.
Dr Tomasz Terlikowski
redaktor naczelny "Frondy"
Artykuł pochodzi z nowego tygodnika opinii: "to ROBIĆ!"Tygodnik to ROBIĆ! ukazuje się w każdy wtorek jako bezpłatny dodatek do Super Expressu. |