Grecja, Santorini

i

Autor: archiwum se.pl

Dr Stanisław Tyszka: Grecja w pułapce eurofanatyzmu

2012-06-19 4:00

Ateny skazane są na wyjście ze strefy euro - przewiduje dr Stanisław Tyszka z Fundacji Republikańskiej

"Super Express": - Zwyciężyła partia opowiadająca się za oszczędnościami. Grecy pokochali Europę po niespodziewanym wyjściu z grupy ich piłkarzy na EURO 2012?

Dr Stanisław Tyszka: - Nawet jeśli tak było, to niech nie liczą na to, że gdy wygrają z Niemcami w ćwierćfinale, zyskają lepszą pozycję przetargową w negocjacjach w sprawie pomocy finansowej (śmiech).

- Czego chcą Grecy? Wygrała Nowa Demokracja, ale więcej głosów zdobyli unijni sceptycy: socjaliści, radykalna lewica i neofaszyści.

- To zwycięstwo greckich złudzeń. W wyborach starły się ze sobą dwa populizmy. SYRIZA postuluje odejście od narzuconych cięć. Populizm Nowej Demokracji i PASOK-u polega na tym, że chcą renegocjować porozumienie ze strefą euro i jednocześnie zostać w niej za wszelką cenę, licząc, że zawsze będą ich ratować najbogatsze kraje Unii, głównie Niemcy.

- Załóżmy, że tym razem uda się stworzyć koalicję Nowej Demokracji i PASOK-u. Co dalej?

- Liderom europejskim wydaje się teraz, że groźba wyjścia Grecji została zażegnana i dlatego są skłonni złagodzić warunki pakietów pomocowych: wydłużenie terminu zbicia deficytu do 3 proc. PKB, obniżenie odsetek od kredytów pomocowych, rozwodnienie programu cięć itp.

- To oznacza rekonwalescencję greckiej gospodarki czy tylko podtrzymanie agonii?

- Obecny kryzys polega w istocie na kryzysie konkurencyjności. Od przyjęcia euro Grecy korzystali z bardzo taniego kredytu i przeznaczali go na konsumpcję zamiast na zwiększenie konkurencyjności gospodarki. Radykalnie wzrosły pensje i obecnie ich cięcia są dalece niewystarczające. Z kolei podwyżki podatków - od nieruchomości, od luksusu, VAT oraz akcyzy na paliwo, papierosy i alkohol - hamują wzrost gospodarczy, bo z kraju ucieka kapitał. Dopóki Grecja nie odzyska konkurencyjności, nie zredukuje deficytu.

- Jak może ją odzyskać?

- Poprzez wewnętrzną dewaluację i pozostanie w unii walutowej albo przez powrót do drachmy. Przy czym to pierwsze rozwiązanie musiałoby polegać na głębokiej obniżce płac w całej gospodarce, a to - przy obecnych protestach społecznych - jest politycznie niewykonalne.

- Czyli dla Grecji jednak lepszy "grexit"?

- Tak, i prędzej czy później wyjdzie ze strefy. Powrót do drachmy oznacza redukcję długu, oficjalne bankructwo, spadek kosztów pracy i dzięki temu odzyskanie konkurencyjności. Strefa euro jest w schyłkowej fazie, a Grecja jest tylko elementem całej układanki. Media i rynki przejmują się na wyrost sytuacją w kraju, który jest bardzo niewielką częścią unijnej gospodarki. Rozpad strefy euro równie dobrze może przyjść skądinąd.

Dr Stanisław Tyszka

Dyrektor Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej