"Super Express": - Czy to możliwe, żeby rodzice dzisiejszych dwudziestolatków utrzymywali swoje dzieci, a następnie również swoje wnuki do końca życia?
Dr Ryszard Bugaj: - Taka perspektywa się rysuje, ale nie sądzę, żeby należało ją przyjąć jako nieuchronną. Poza tym jestem przeciwny poszukiwaniu selektywnych dróg na skróty - tzn. że np. będziemy tworzyć coś "dla młodych". Kluczowa jest solidarność.
- Chcieliśmy, aby u nas było "jak na Zachodzie", ale nie zdążyliśmy doczekać standardów socjalnych starej Unii. Teraz zaś i tam się zaczęło psuć.
- Nie róbmy sobie złudzeń, Europa już się dzieli na dwie prędkości. W tej sytuacji powinniśmy bardzo twardo stawiać sprawę, że nie jesteśmy od macochy. To by było perswazyjne. Dziwię się zatem, że premier w czasie ostatnich sporów o unijny budżet obrał strategię działania w obrębie szeroko rozumianego establishmentu. Bo nie tylko establishmentowi, lecz europejskiej opinii powinniśmy przypomnieć, że skoro mamy twarde obowiązki, jeśli chodzi o jednolity rynek - z Brukseli można nam zamknąć stocznie albo narzucać programy ekologiczne - to jednocześnie powinniśmy być uczciwie traktowani odnośnie do transferów finansowych. Gdy wstępowaliśmy do UE, to tłumaczono nam, że jest ona oparta na dwóch nogach: my wypełniamy powinności, które wynikają z unijnego prawa, ale z drugiej strony w Unii obowiązuje solidarność. Teraz nam mówią: wymogi was obowiązują, a co się tyczy solidarności, to my jeszcze pomyślimy.
- Unia Unią, ale problem dotyczy też podstaw życia społecznego i gospodarczego u nas...
- Tu też trzeba solidarności. Mamy niesłychanie słabe zabezpieczenie dla bezrobotnych. Poza tym na drodze prawnej musimy się przeciwstawić tzw. umowom śmieciowym.
- A przy tym wszystkim wisi nam nad głową deficyt...
- Jeżeli będziemy go redukować przez cięcia wydatków albo przez podatek VAT, to będziemy uderzać w popyt. A to może wywołać recesję.
- Co pan proponuje?
- Trzeba sięgnąć do głębokich kieszeni. Tym bardziej że z nich do budżetu płyną bardzo małe pieniądze.
- Widzi pan, bo u nas chlubnie jest znaleźć się na liście stu najbogatszych Polaków, a listy stu najlepszych podatników nikt nie tworzy.
- Nie ma żadnych mocnych argumentów przeciw temu, żeby PIT-y były jawne. Ja obsesyjnie pytam: ile podatku zapłacił przez ponad dwadzieścia lat np. pan Kulczyk? Jak wynika z prasowych szacunków, np. "Rzeczpospolitej", zgromadził majątek wart prawie 10 miliardów złotych. Dziennie oszczędzał ponad milion złotych.
- Ponoć w Urzędzie Skarbowym w Poznaniu, gdzie zarejestrowani byli panowie Kulczyk i Fibak, najwyższe podatki płacił kompozytor Krzesimir Dębski...
- Niestety. Najlepszymi podatnikami są pracownicy z przeciętnym wynagrodzeniem i emeryci.
Dr Ryszard Bugaj
Ekonomista, doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Paweł Lickiewicz