Dr Rafał Matyja: Wyborcy postawili na młodość [OPINIE SUPER EXPRESS]

2014-12-02 3:00

Rozmowa z doktorem Rafałem Matyją o preferencjach wyborczych Polaków w wyborach samorządowych 2014.

"Super Express": - Robert Biedroń wygrywa wybory w Słupsku. Tak samo jak burmistrz podwarszawskiego Błonia, choć głośno było o jego romansie z pasierbicą. To oczywiście sprawy różnego kalibru obyczajowego, ale Polacy, podejmując takie, a nie inne wybory, pokazują swój liberalizm?

Dr Rafał Matyja: - Myślę, że oba te przypadki trzeba rozdzielić. Moim zdaniem zagrały tu różne mechanizmy.

- Zacznijmy więc od Roberta Biedronia - pierwszego prezydenta polskiego - wcale niedużego - miasta, który otwarcie mówi o swoim homoseksualizmie. Wziąwszy pod uwagę, jakie emocje budzą u nas kwestie seksualności, jego sukces musi imponować.

- I pokazuje to, że trzeba w końcu zmienić stereotyp myślenia o miastach, które nie są Warszawą czy Krakowem. I nie chodzi tylko o stosunek do homoseksualizmu, ale o to, co mieszkający tam ludzie myślą. Proszę zwrócić uwagę, że ludzie przed czterdziestką wygrywali głównie w średnich miastach. W największych ośrodkach wygrywali ludzie 50-60-letni.

- Wniosek z tego taki, że prowincja niekoniecznie jest ostoją konserwatyzmu?

- Prowincja po prostu nie odpowiada stereotypom na jej temat. Co nie zmienia faktu, że nie potrafię odpowiedzieć, czemu w Słupsku ludzie postawili akurat na Biedronia. Być może homoseksualność pana posła tak eksploatowana jest przez media centralne, wcale nie musiała mieć znaczenia dla mieszkańców Słupska. Po prostu uznali, że rokuje lepiej niż jego konkurent. Być może wygrał na fali młodości, która po tych wyborach zalała samorządy.

- Jakby nie było, może to sygnał, że wojna kulturowa, która toczy się na Wiejskiej i na łamach mediów, wcale tak nie emocjonuje ludzi, jakby się mogło wydawać?

- Niewykluczone, choć pamiętajmy, że do polityki wszedł na fali tej wojny i jako osoba, która otwarcie mówiła o swoim homoseksualizmie, zyskał rozgłos i rozpoznawalność. Dziś być może przy jego ocenie Polacy biorą pod uwagę inne cechy. Kiedy np. występuje w telewizyjnych polemikach, buduje sympatię do siebie swoją kulturą osobistą i skromnością - potrafi przyznać się do błędu. Przy całej bufonadzie polskiej polityki może zyskiwać w oczach wyborców. Dlatego nie uważam, żeby był to kolejny front wojny kulturowej, tym razem wygrany przez obóz postępu.

- A burmistrz Błonia i jego perypetie obyczajowe?

- Dołączyłbym do tego jeszcze pana Małkowskiego z Olsztyna, który przegrał wybory dosłownie o włos. Wydaje mi się, że zagrał tu taki oto mechanizm, że choć opowieści o życiu prywatnym lub wręcz oskarżenia o gwałt w przypadku Małkowskiego bardzo ekscytują ludzi, to już przy głosowaniu wcale nie muszą mieć większego znaczenia. Wydaje mi się, że jesteśmy skłonni takie rzeczy wybaczać, uznając, że wcale nie musi to wpływać na jakość rządzenia i media po prostu się czepiają, bo działają na rzecz kontrkandydata. Ta nieufność w czasach polaryzacji sceny medialnej może mieć swoje znaczenie. 

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Zobacz też: Cisza wyborcza złamana 137 razy! Będą grzywny!