"Super Express": - Sobotnia konwencja Platformy Obywatelskiej zbiegła się z publikacją zaskakującego sondażu, w którym partia rządząca ma 31 proc. poparcia, a PiS 29 procent. Show PO i przedstawiony na nim program wyborczy pomoże zwiększyć przewagę nad ugrupowaniem Kaczyńskiego?
Dr Rafał Matyja: - Na pewno konwencja nie pomoże Platformie w podbiciu poparcia, bo konwencje nie służą bezpośredniemu oddziaływaniu na wyborców, ale potrzebne są głównie po to, aby natchnąć własne szeregi energią i zmobilizować je do działania. Poza tym wątpię, żeby rzesze Polaków w tak słoneczny dzień wybrały oglądanie telewizji informacyjnych i czekanie na słowa premiera.
- Czy zaprezentowany na tej konwencji program będzie atrakcyjny dla wyborców?
- Wydaje mi się, że programy nie odegrają w tej kampanii żadnej roli. Obie główne partie pokazały już Polakom, jak potrafią rządzić i to ocena ich rządów będzie decydować o wygranej lub przegranej w wyborczym starciu. Poza tym musimy pamiętać, że program jest bardzo mocną bronią w rękach pretendenta do władzy. Można wtedy pokazać, co chce się zmienić i wokół tego budować poparcie. W przypadku PO - partii, która ubiega się o reelekcję - jakiekolwiek obietnice są dla wyborców mało wiarygodne.
- Pan nie przywiązywałby więc większej wagi do propozycji programowych PO?
- Jeżeli są one przedstawiane na miesiąc przed wyborami, to sama Platforma daje do zrozumienia, że nie należy uznawać ich za szczególnie istotne. Można założyć, że program raczej nie odegra większej roli w kampanii PO. Trudno bowiem oczekiwać, że kandydaci na posłów użyją go w rozmowach z poszczególnymi grupami wyborców, bo jest zbyt obszerny i nie ma już czasu, żeby odpowiednio włączyć jego tezy do retoryki wyborczej.
- Ale na przykład sfera budżetowa może znaleźć w nim konkretne obietnice podwyżek. To mało?
- Proszę zwrócić uwagę, że kampania trwa już od jakiegoś czasu. Wszystkie materiały propagandowe są już dawno przygotowane i nie ma tam miejsca na tezy lansowane na sobotniej konwencji. W zasadzie to, co przedstawiono, trudno uznać za realny program rządzenia. Jest to program w dużej mierze dla nas - politologów i dziennikarzy, którzy będą chcieli rozliczać Platformę z jej obietnic. Zresztą politycy tej partii dobrze wiedzą, że kampania wyborcza polega na czym innym niż walka na programy.
- Dlatego konwencja PO stała pod znakiem straszenia powrotem PiS do władzy?
- Cóż, jeśli premier rządu musi straszyć Kaczyńskim, to świadczy to o słabości jego arsenału. Ponieważ PiS nie daje ostatnio dobrych powodów do straszenia, trzeba zatrwożyć wyborców choćby Anną Fotygą przymierzaną na ważne stanowiska państwowe czy wizją ruin, w jakie zamieni się Polska, jeśli PiS dojdzie do władzy. Jest to bardzo przekonujące dla aparatu partyjnego, ale dla wyborców, jak się wydaje, niekoniecznie.
- Przeciętny wyborca nie mógł wynieść z tej konwencji nic dla siebie?
- Można było oczekiwać, że jeżeli Platforma decyduje się tak późno ogłosić propozycje dla Polaków, to nastąpi detonacja jakiegoś ładunku merytorycznego. Nie mówię tu nawet o konkretnych obietnicach, ale przynajmniej o przedstawieniu wyborcom wizji tego, jak będzie wyglądać Polska pod rządami Platformy. Mam wrażenie, że tego zabrakło.
- Jest jednak wizja socjalnego bezpieczeństwa, które proponuje Platforma. To nie przemówi do wyborców?
- Problem z tą wizją polega na tym, że żadnymi socjalnymi obietnicami politycy PO nie dobiorą się do elektoratu, który głosował na PiS czy SLD.
- Może chodzi tu o sięgnięcie o tę 1/3 wyborców, którzy jeszcze nie wiedzą, na kogo zagłosują?
- Jeśli miałbym oceniać, co jest istotą tej kampanii, to nie jest nią nawet walka o niezdecydowanych, ale raczej o te elektoraty, które udało się zmobilizować choćby w czasie ubiegłorocznych wyborów prezydenckich. Jednak przy tak słabej kampanii prowadzonej przez wszystkich jej uczestników obawiam się, że nawet mobilizacja własnego żelaznego elektoratu będzie problemem.
Dr Rafał Matyja
Politolog, publicysta, wykładowca akademicki