"Super Express": - Co z programu PiS wydaje się panu najbardziej realne i sensowne?
Dr Rafał Chwedoruk: - To, co nie wymaga większych nakładów bądź możliwości rozłożenia ich w czasie. Choćby likwidacja gimnazjów lub odejście na wyższych uczelniach od procesu bolońskiego. To raczej sprawa urzędniczej mitręgi, a nie dewastowania budżetu państwa.
- Czyli nie wierzy pan w ten bilion złotych?
- Nie przywiązywałbym się do tego biliona, a nawet rozgrzeszałbym polityków z ciskania liczbami sprawiającymi wrażenie księżycowych. Politycy stali się niewolnikami mediów elektronicznych. Copywriterami, którzy muszą zadbać nie tylko o czytelny przekaz, lecz także o to, by w ogóle dotrzeć do odbiorcy. Stąd bilion Kaczyńskiego, 400 miliardów Platformy Obywatelskiej w poprzednich wyborach do europarlamentu. Z rozrzewnieniem możemy wspominać 100 milionów Wałęsy i mieszkania dla młodych Kwaśniewskiego...
- No tak, to były "drobne".
- Obywatele się tym nie przejmują i nie zwracają już uwagi na liczbę zer po kolejnej obietnicy. W tym przypadku Kaczyński chciał jednak nie tyle licytować, ile zerwać z wizerunkiem PiS jako partii pesymistycznej i niemal wyłącznie narzekającej i zrzędzącej. Chcieli wyrwać Platformie część wizerunku partii tryskającej takim polskim, niezbyt uzasadnionym optymizmem: nawet jeżeli nie jest dobrze, to już za moment może być lepiej.
- Największe zaskoczenie programu PiS?
- W kwestii budownictwa mieszkaniowego PiS wyraźnie czerpie z dokonań austriackich socjalistów. Niemal bezpośrednio. Choć ze słów prezesa Kaczyńskiego wynika, że stopniowo byłoby to przekształcane we własność lokatorów.
- Aktywność państwa PiS zapowiada od dłuższego czasu...
- Jest ta nieco mityczna kwestia reindustrializacji, w której Jarosław Kaczyński wcale nie jest w Polsce odosobniony. Tyle że prezes Kaczyński mówi też w aprobatywnym tonie o udziale Polski w integracji Unii Europejskiej. Reindustrializacja polega na tym, że albo się dokona w skali ogólnoeuropejskiej, albo musiałaby oznaczać niemal zerwanie z Unią. To problem pomocy publicznej, zasady konkurencji itd. Nie jest to zresztą dylemat wyłącznie polski.