"Super Express": - Coraz mniej sondaży, w których prowadziłby PiS. Na czele znów PO, choć jeszcze niedawno wydawało się, że rządząca partia skazana jest na ciągłą utratę poparcia. Jak PiS udało się oddać pole premierowi i jego ludziom?
Dr Rafał Chwedoruk: - Najważniejsze są tu czynniki natury obiektywnej. Chodzi oczywiście o sytuację na Ukrainie. Zawsze kiedy dochodzi do zawirowań na arenie międzynarodowej, wśród obywateli pojawia się chęć utożsamienia z władzą. Czynnik subiektywny to fakt, że Prawo i Sprawiedliwość źle rozegrało sprawę Ukrainy.
- Co źle zrobili?
- Błędem było podjęcie licytacji z PO o to, kto będzie bardziej pryncypialnie promajdanowy, proukraiński.
Zobacz: Tomasz Walczak: Co się stało z PiS?
- Wydaje się, że po wyjeździe Jarosława Kaczyńskiego do Kijowa we wczesnej fazie ukraińskiej rewolucji PiS wygrywało tę sprawę.
- Pamiętajmy, że PiS ma swój krąg wyborców i wykroczenie poza niego tematem ukraińskim było niemożliwe. To rządzący mieli wszelkie atuty, żeby wykorzystywać tę sprawę dla budowania poparcia. Mówiąc oględnie, to politycy PO mają krótszą drogę do fotografowania się ze znaczącymi politykami z Zachodu, nawet jeśli z tych spotkań i działań dyplomatycznych per saldo nic nie wychodzi. Warto również pamiętać, że na największą sympatię Majdan mógł liczyć wśród młodszych i średnich wiekiem mieszkańców dużych miast, a więc takich, którzy bardzo często są wyborcami PO. Jest jeszcze jeden problem dla PiS.
- Jaki?
- Nie nastąpił gwałtowny odwrót od tej partii. Problem PiS polega na tym, że Platforma znalazła kanał kontaktu z tymi, którzy byli rozczarowani jej rządami. Zresztą rywalizacja partii Jarosława Kaczyńskiego z PO bardziej przypada do gustu tym, którzy mogą zagłosować na ugrupowanie Donalda Tuska, niż tym, którzy mogliby dołączyć do elektoratu PiS. Lepiej więc byłoby dla tej formacji, żeby w sprawy ukraińskie nie wchodzić. Teraz jest już za późno dla Jarosława Kaczyńskiego, żeby kampanię wyborczą do Parlamentu Europejskiego przenieść ze spraw międzynarodowych na sprawy krajowe. Tym bardziej że sytuacja na Ukrainie ciągle dostarcza nowych wrażeń.
- Prezes PiS starał się w weekend przywrócić rangę sprawom krajowym. Na tle gospodarstwa wiejskiego mówił, że z 19 mln świń za jego rządów po 7 latach władzy Tuska zostało ich 11 mln. Próbując uciec od Ukrainy, PiS robi się nieco kabaretowe?
- Cóż, tego typu wypowiedzi powinny raczej padać z ust pana Jurgiela czy jakiegoś innego lokalnego polityka z terenów, gdzie hodowla tuczników odgrywa szczególną rolę, a niekoniecznie z ust lidera partyjnego. Warto zresztą zwrócić uwagę, że i tu wychodzi kwestia Ukrainy, bo jej skutkiem jest rosyjskie embargo na eksport polskiej wieprzowiny, a także, o czym mało się mówi, embargo ukraińskie. Tracą na tym producenci i pracownicy, więc w naturalny sposób nie będą oni patrzyli z nadzieją na tych, którzy wiecowali na Majdanie. Nie doceniło tego PiS, które mogło na tej nucie zagrać.
- Wśród prawicowych publicystów wraca teza, że PiS specjalnie się podkłada, żeby znów nie wygrać wyborów i być wieczną opozycją, zabezpieczając, jak to swego czasu nazwała prof. Staniszkis, partyjne synekury. Coś jest na rzeczy czy na prawicy trzeba sobie zracjonalizować nieudolność PiS?
- Na polskiej prawicy spiskowe teorie dziejów od blisko stu lat są bardzo popularne (śmiech). Oczywiście, jest wiele opowieści o tym, jak w niektórych krajach ktoś robił wszystko, żeby nie wygrać wyborów, bo wiedział, że nadciąga kryzys. To wszystko jednak to publicystyczne spekulacje. PiS nie ma żadnego interesu, żeby przegrać wybory akurat do Parlamentu Europejskiego, bo każdy punkt procentowy więcej to dla partii prestiż, a poza tym, mówiąc wprost, dobry wynik to wymierne korzyści finansowe. Mam wrażenie, że to, co dzieje się teraz z PiS, jest autentyczne, a nie wynika z wielopoziomowych kalkulacji. Chociaż polska polityka, także za sprawą partii Jarosława Kaczyńskiego, bardzo się sprofesjonalizowała, to nadal bywają w niej momenty improwizacji i chybionych kalkulacji. Z czymś takim mamy, moim zdaniem, do czynienia w przypadku PiS.