"Super Express": - Związkowcy przyjeżdżają do stolicy, mając nadzieję, że głośnym skandowaniem haseł wymuszą na władzy lepszą politykę. W tym samym czasie mieszkańcy Warszawy skarżą się na paraliż miasta...
Dr Rafał Chwedoruk: - W tym nie ma niczego zaskakującego. Głos Warszawy a głos reszty Polski często są rozbieżne. Bo nawet globalizacja nie zunifikowała jeszcze stylu życia Polaków. A w obiegu kulturowym - w wielkich mediach - dominuje głos stolicy i jej racje.
Patrz też: Ruszyli obalić rząd Tuska: Demonstracje związkowców w Warszawie
- Wiele postulatów związkowców należy uznać za słuszne. I to bez rozróżniania geograficznego na Polskę A czy B, lecz zwyczajnie, po ludzku. Owe postulaty są artykułowane w trakcie demonstracji i do tego już wszyscy powinniśmy się przyzwyczaić. Tymczasem przeciwnicy protestów wyrażają się o związkowcach niemal jak o barbarzyńcach...
- To już nasz polski fenomen: jesteśmy społeczeństwem, które chciałoby płacić jak najniższe podatki, a jednocześnie mieć za darmo służbę zdrowia i edukację. Chcielibyśmy wielkich iwestycji, ale broń Boże autostrada czy linia kolejowa nie może przechodzić przez naszą posesję. W przypadku demonstracji mamy też do czynienia z odmiennymi doświadczeniami. Większość Polaków popiera postulaty dotyczące elastycznego czasu pracy, reformy emerytalnej i płacy minimalnej, ale są też tacy Polacy, którzy ich nie popierają. Ich najłatwiej jest spotkać właśnie w Warszawie. Są oni jej najzamożniejszymi mieszkańcami. I to im najbardziej przeszkadza to, że za sprawą demonstracji będą dłużej jechać do pracy i dłużej z niej wracać.
Dr Rafał Chwedoruk
Instytut Nauk Politycznych UW