Dr Rafał Chwedoruk: Platforma oligarchizuje demokrację

2011-07-05 4:00

Dr Rafał Chwedoruk analizuje przedwyborczą scenę polityczną.

"Super Express": - Wybory za trzy miesiące. Która partia jest dziś do nich lepiej przygotowana - PO czy PiS?

Dr Rafał Chwedoruk: - Wszystkie cztery partie - PO, PiS, SLD i PSL - są permanentnie gotowe na wybory. Od 2005 r. ciągle mamy w naszym kraju jakąś kampanię. Dlatego nie ma sensu oceniać, kto jest lepiej przygotowany. Jestem ciekaw raczej tego, jak te partie zniosą czekający nas okres trzech lat bez kampanii.

- Wybory samorządowe pokazały, że wbrew sondażom PO uzyskała tylko 31 proc. Teraz też tak będzie?

- Nie wiem, ale pokazały one coś jeszcze. Że Platforma skutecznie dociera do ludzi, którzy są daleko od jej żelaznego elektoratu. Zyskała głosy ludzi starszych, w ośrodkach bez sukcesu ekonomicznego. Wygrała np. w Lublinie i Białymstoku, które uchodziły za bastiony PiS.

- Czyżby PO podbierała żelazny elektorat PiS?

- Nie. Ona po prostu stała się partią władzy, która w zależności od koniunktury może przedstawiać się jako trochę bardziej konserwatywna albo liberalna. Przestała być partią zapowiadającą eksperymenty społeczne i histerycznie wołającą "Nicea albo śmierć".

- Ale jej ostatnie kłopoty wskazują na to, że to jej może być trudniej na starcie. Obciążają ją choćby panowie Grabarczyk i Klich, a premier zadziwia swą tolerancją wobec obu ministrów.

- Żeby zrozumieć trudną pozycję Tuska, trzeba wrócić do afery hazardowej. Wówczas odsunął na boczny tor swych bliskich i wiernych współpracowników. Odwołując kolejnych ministrów, naraziłby się na opozycję wewnętrzną. Nie na osi programowej, ale partyjnej lojalności. W tym sensie afera hazardowa związała mu ręce. I paradoksalnie tylko w obliczu jakiejś afery obyczajowej czy finansowej, a nie fiaska merytorycznego, mógłby kogoś odwołać.

Przeczytaj koniecznie: Wybory parlamentarne 9 PAŹDZIERNIKA. Wybory JEDNIODNIOWE - tak zdecydował prezydent Komorowski

- To może spóźniony raport komisji Millera trochę podtopi Platformę?

- Też nie. Smoleńsk generuje zbyt duże emocje i polaryzuje opinię publiczną. Dla jednych istnieje tylko wersja PiS, dla drugich wersja rządu, a dla jeszcze innych jest to kompletnie obojętne. I tak już zostanie. Raport nic tu nie zmieni.

- A jak pan ocenia w przeddzień wyborów układ sił politycznych w mediach publicznych?

- Dziś, gdy rozstrzygają się losy KRRiT i gdy rozstrzygnął się już los "Rzeczpospolitej", potwierdza się moja dawna teza o "berlusconizacji" polskiej polityki. Rząd i partię popierają niemal wszystkie elity opiniotwórcze, większość prywatnego biznesu i episkopatu. W takim układzie opozycji jest niezwykle trudno skutecznie atakować rząd. Całość życia publicznego zostaje absolutnie zdominowana przez stronników jednej partii i jeden sposób myślenia o świecie. Zobaczymy, jak nasza młoda demokracja przejdzie ten swoisty test. Ale nasi wschodni sąsiedzi go oblali...

- Bez przesady. Zostanie jeszcze kilka niezależnych przyczółków związanych z PiS i krytycznych wobec rządu, jak "Gazeta Polska" czy imperium o. Rydzyka.

- Oczywiście. Polsce nie grozi dyktatura Platformy, tylko oligarchizacja życia publicznego w obrębie systemu demokratycznego. A w rezultacie bezkarność polityków i asymetria wpływów różnych grup społecznych w skali centralnej i lokalnej. Faktyczne decyzje mogą przenieść się z parlamentu, rad miejskich, samorządów wojewódzkich do struktur rządzącej partii lub nieformalnych grup decyzyjnych związanych z tą partią. Obywatele będą wyłączani z procesu decyzyjnego, a udział we władzy zależeć będzie od tego, kto w jakiej odległości siedzi od premiera czy lokalnego dygnitarza.

- Z tego wszystkiego wynika, że PO może spokojnie palić cygaro i bezpiecznie płynąć do wyborów.

- Niezupełnie. Wie, że potencjalna większość parlamentarna bez jej udziału może być początkiem końca jej potęgi. Stąd nerwowość, którą widać np. przy skrupulatnym układaniu list wyborczych, nawet w tych najmniejszych miastach. Ma jednak media i bardziej korzystną strukturę elektoratu. W tym sensie to jej najłatwiej prowadzić kampanię.

- Rewolucję na listach zapowiada też PiS. Podobno nieznanych i niewidocznych posłów ma zastąpić nowa armia młodych działaczy i profesorów.

- Dla Jarosława Kaczyńskiego przygotowania do tej kampanii zaczęły się wraz ze zwycięstwem Bronisława Komorowskiego. Uznał, że nastąpi przejęcie pełni życia publicznego przez PO i zdecydował się na konsolidację partii i elektoratu. Gdy to się udało, zwrócił się do innych wyborców i tymczasowo schował tematykę smoleńską na dalszy plan. Wykonuje gesty w stronę NSZZ "Solidarność", rolników, młodzieży, a nawet kibiców, wołając o ich prawa obywatelskie. Dziś politycy PiS wypowiadają się z umiarem o wrogich mediach, mniej atakują personalnie, a radykalne treści rezerwują tylko dla rządu. To już taka klasyka w wykonaniu prezesa PiS, który przed wyborami łagodzi swe oblicze.

Dr Rafał Chwedoruk

Politolog, wykładowca UW