"Super Express":- Wyniki tegorocznych wyborów zaskoczyły pana?
Rafał Chwedoruk: - Jeśli chodzi o wyniki PO, PiS i PSL, to w żadnym razie. Już w 2007 r. pozwoliłem sobie na stwierdzenie, że zdecydowanym faworytem kolejnych wyborów będzie PO ze względu na podtrzymywanie kondycji polskiej gospodarki inwestycjami na EURO 2012. Wielkim zaskoczeniem jest natomiast SLD, który w ciągu roku stracił aż milion wyborców. Zaskakuje też dwucyfrowy wynik Ruchu Palikota.
- Co to oznacza dla polskiej demokracji?
- Pokazuje, że polskiej demokracji nie omija strukturalny kryzys. Oto pojawia się ekscentryczny milioner, bez spójnego programu, głoszący nawet hasła, których realizacja mogłaby uderzyć po kieszeni większość wyborców. Nagle staje się atrakcyjny dla setek tysięcy młodych ludzi. To powód do refleksji nad stanem demokracji, poziomem edukacji obywatelskiej w mediach i w szkołach.
- Palikot będzie wspierał koalicję PO-PSL?
- Ruch Palikota trudno uznać za opozycję wobec PO. W każdej strategicznej sprawie, która mogłaby zagrozić pozycji rządu, Donald Tusk będzie mógł liczyć na swego dawnego kolegę partyjnego, który stanie się życzliwym recenzentem i zarazem cichym zwolennikiem każdej koalicji z udziałem PO.
- Kto jest największym przegranym tych wyborów?
- Paradoksalnie drugim przegranym tych wyborów, obok SLD, jest PSL, którego pozycja, licząc obecność Palikota w Sejmie jako faktycznego sojusznika PO, gwałtownie spada. Do tej pory siła PSL polegała na tym, że był on bezalternatywnym koalicjantem PO. Myślę, że Palikot będzie swego rodzaju straszakiem na PSL. W drugiej części kadencji, kiedy ujawniać się będą skutki trudnych decyzji budżetowych, ludowcy znajdą się w trudnej sytuacji. Żeby przetrwać, będą musieli kontestować działania PO i staną się naturalnym partnerem PiS.
- Marek Borowski powiedział na naszych łamach, że wynik SLD to początek końca tej partii...
- SLD zapłacił gigantyczną cenę za niezrozumiały dla mnie brak konsekwencji. Od 2010 r., kiedy święcił triumfy, odbywał dziwaczne slalomy ideowe, nie mogąc się na nic zdecydować. Odnosił sukcesy, kiedy przedstawiał się jako alternatywa względem PO i PiS, nieuczestnicząca w wojnie polsko-polskiej. Najpierw trafnie krytykował ministra Grabarczyka, koncentrując się na typowo lewicowych wątkach społeczno-gospodarczych, by kilka tygodni później eksponować antyklerykalizm, kwestię parytetów, podpisując wreszcie dziwaczny pakt z BCC. Nagle, tuż przed kampanią, Sojusz zwrócił się przeciwko PiS, wpisując się tym samym w narrację PO. Efektem były spadki w sondażach. Kolejny slalom polegał na personaliach. Najpierw partia ta próbowała się odmłodzić, lansując w wyborach prezydenckich Napieralskiego, a potem młodszych działaczy. Nagle pierwszymi twarzami stali się Ryszard Kalisz i Leszek Miller. W efekcie nie udało się SLD sięgnąć po młodych wyborców, wolnych od historycznych stereotypów, a po drodze zagubiono część tradycyjnych zwolenników. Dodajmy do tego permanentne podważanie przez dawne grona przywódcze SLD pozycji Napieralskiego, które miało dla partii samobójczy charakter. Partia uważana kiedyś za najsprawniejszą, pokazała swoje amatorstwo. I ostatnia rzecz, jako źródło klęski SLD, to ogranie jej przez PO w kwestii mediów.
- Co dalej z SLD?
- PO i Ruch Palikota podejmą próbę ubezwłasnowolnienia resztek tej partii. SLD może próbować z Palikotem i w zgodzie z PO tworzyć jakąś formację, której tożsamość będzie wyrażała się w kwestii ochrony mniejszości seksualnych czy parytetów. Ale już nie w kwestii ekologii, a już na pewno nie w sprawach społeczno-gospodarczych. Byłaby to partia lewicowa tylko z nazwy, faktycznie będąca liberalnym satelitą PO. Szansą ratunku dla SLD jest powtórzenie drogi PiS-u, czyli podjęcie fundamentalnej krytyki reform, których PO będzie dokonywać. PiS poszedł drogą węgierskiego Fideszu, a SLD może pójść drogą Słowacji i Roberta Fico, który niemal od podstaw zbudował partię o wyraźnie lewicowej tożsamości, protestując przeciwko neoliberalnym reformom gospodarczym, podjętym przez koalicję podobną do polskiej PO. Tylko do tego trzeba być jeszcze tak odważnym, jak Fico.
- A Jarosław Kaczyński i PiS. Są skazani na bycie w permanentnej opozycji?
- Jarosław Kaczyński tym różni się od dawnych liderów prawicy, że stara się planować przyszłość swojego ugrupowania ponad najbliższą kampanię. Od tragedii smoleńskiej i przegranych wyborów prezydenckich prezes PiS przygotowywał partię do ciężkich czasów. Bez żalu pozwolił odejść grupie polityków, tworzących PJN, stworzył odciętą od głównego nurtu własną sieć medialną, obsługując w ten sposób najwierniejszy elektorat swej partii. Z wypowiedzi Kaczyńskiego można wnioskować, że partia ta obstawia podobny rozwój wydarzeń w Polsce, jaki był swego czasu na Węgrzech. PiS sądzi, że w którymś momencie na jaw wyjdzie prawda o sytuacji gospodarczej w Polsce, która okaże się kompletnie inna od tego, co mówią rządzący. A towarzyszyć temu będą wielkie protesty społeczne.
Dr Rafał Chwedoruk
Politolog Uniwersytetu Warszawskiego