"Super Express": - Z wywiadu Jarosława Kaczyńskiego dla tygodnika "wSieci" wynika, że porażka w sprawie Donalda Tuska wyjdzie nam na dobre.
Dr Przemysław Żurawski vel Grajewski: - Oczywiście są koszty, ale polityka to także zdolność płacenia kosztów. Tuż przed głosowaniem w Rzymie Donald Tusk wysłał do przywódców państw europejskich list, w którym w jednym szeregu ustawił USA, Rosję, Chiny i tzw. Państwo Islamskie! Priorytetem polskiej polityki jest wzmocnienie wschodniej flanki NATO, a nie obrażanie prezydenta USA, by zadowolić europejskie salony. Osoba, która występuje z takim porównaniem, nie może mieć choćby pozoru mandatu ze strony Polski. Niech teraz inni tłumaczą się za jego występy.
- Prezes PiS powiedział, że pokazaliśmy, że: "jesteśmy jedynym państwem w Europie, które potrafi postawić się wszystkim, także Niemcom". OK, pokazaliśmy, ale czy Niemcy w ogóle dostrzegli to, co chcieliśmy im pokazać?
- Zarówno pokazaliśmy, jak i największe państwa UE pokazały, że niespecjalnie liczą się z mniejszymi krajami. Udało się nam jednak obronić zasadę, że jedynym podmiotem uprawnionym do decydowania o kandydatach polskich jest polski rząd.
- Wcześniej Belg van Rompuy był kandydatem Szwecji.
- Tak, ale nie stało się to przeciwko woli Belgii, oni nie oponowali. Mówimy o Tusku, ale odwróćmy sobie tę sytuację. Wyobraźmy sobie, że wybory we Francji wygrywa Marine Le Pen i jej kandydatem na jakieś stanowisko jest Janusz Korwin-Mikke. Jak byśmy reagowali? Ta reguła powinna dotyczyć każdego kraju. Oczywiście silne kraje mogą to obejść, ale w końcu może dojść do buntu innych krajów.
- Bunt podniosła na razie tylko Polska.
- Tak, bo mocarstwa nacisnęły i mniejsze kraje zmuszone perswazją się posłuchały. Trzy dni przed głosowaniem Komisja Europejska, przypuszczam, że inspirowana przez wiodące mocarstwo, jakim są Niemcy, zdecydowała wesprzeć finansowo elektrownię atomową budowaną przez Węgry z Rossatomem. Bogate państwa mają swoje możliwości wpływania na decyzje innych.
- Przecież w Unii tak było zawsze.
- Tak, ale koszty takiego "zawsze" kiedyś w Unię uderzą. Właściwie to nieliczenie się z głosami różnych społeczeństw, zwykłych obywateli, uderza już dziś. Kiedy obywatele Unii odrzucali w referendach eurokonstytucję, wzruszano ramionami i starano się ją przepychać inaczej. Wiele zapisów Unia usiłuje wprowadzić bez potrzeby oddawania głosu obywatelom. Dziś to, że z Unii wychodzi Wielka Brytania, najstarsza demokracja na świecie, politycy w UE kwitują hasłem "zwyciężył populizm". Ten poziom analizy problemu, jaki ma UE, wskazuje niestety na poważny niedowład intelektualny. To przykre i groźne dla Unii.