Dr Piotr Kładoczny komentuje sprawę Hołowczyca: To nie buduje powagi policji

2015-07-09 4:00

- Sprawa jest o tyle poważna, że Krzysztof Hołowczyc złamał przepisy w 2013 roku. Od niedawna doszło do zaostrzenia prawa, które pozwala bez wyroku sądu zabrać kierowcy prawo jazdy w wypadku znaczącego przekroczenia prędkości. W tej sytuacji obywatel nie ma ochrony. Szansa, żeby zweryfikować dane, które podała policja, są praktycznie żadne - mówi w Super Expressie dr Piotr Kładoczny.

"Super Express": - Sąd orzekł, że w głośniej sprawie przekroczenia prędkości przez Krzysztofa Hołowczyca rajdowiec co prawda złamał prawo, ale krajową siódemką pędził o 41 km/h mniej, niż twierdziła to policja na podstawie zapisu wideorejestratora. Obywatel ma prawo nie ufać policyjnemu pomiarowi prędkości i kwestionować go przed sądem?

Dr Piotr Kładoczny: - Sprawa jest o tyle poważna, że Krzysztof Hołowczyc złamał przepisy w 2013 roku. Od niedawna doszło do zaostrzenia prawa, które pozwala bez wyroku sądu zabrać kierowcy prawo jazdy w wypadku znaczącego przekroczenia prędkości. W tej sytuacji obywatel nie ma ochrony. Szansa, żeby zweryfikować dane, które podała policja, są praktycznie żadne. Już sam ten przepis budził wątpliwości Helińskiej Fundacji Praw Człowieka. Po tym wyroku wątpliwości są jeszcze większe, ponieważ sąd wykazał, że występują tak duże rozbieżności między faktyczną prędkością pojazdu a tą podaną przez policję.

- W świetle nowych przepisów to rozbieżności decydujące o odebraniu prawa do prowadzenia pojazdu lub nie.

- Właśnie! Nie jest to różnica 4 km/h, ale, jak pan wspomniał, ponad 40. Jest różnica, czy ktoś przekroczył prędkość o 30 czy 70 km/h. To kolosalna rozbieżność i zanim się to przed sądem wyjaśni, dolegliwości natychmiastowego odebrania prawa jazdy nie da się już cofnąć.

- Załóżmy, że sprawa nie dotyczy odebrania prawa jazdy, ale zwykłego wykroczenia drogowego. To orzeczenie sądu jest sygnałem, że teraz kierowca powinien się z policją sądzić?

- Jeśli kierowca był przekonany, że nie jechał z taką prędkością, jak wykazała to policja, zawsze mógł iść z tym do sądu i udowadniać swoje racje. Podejrzewam, że po tym wyroku sądu więcej osób się na to skusi. Teraz należałoby wyjaśnić, jak to się stało, że pojawiała się taka rozbieżność między zapisami wideorejestratora a faktyczną prędkością. Rzutuje to bowiem na zaufanie do policji, a także - szerzej - do państwa.

- Jak kierowca może się w obecnej sytuacji zabezpieczyć przed takimi sytuacjami? Czy powinien instalować w samochodzie swoje rejestratory, które na podstawie GPS ustalają prędkość pojazdu?

- Jeśli ktoś dużo jeździ i czuje, że może go spotkać jakaś niesprawiedliwość ze strony drogówki, to niech taki rejestrator zainstaluje. Nie wiem, na ile zapisy z niego będą dla sądu wiarygodne, ale jest to jakaś forma zabezpieczenia. Niemniej uważam, że źle by się stało, jeśli obywatel musiałby się z góry przygotowywać na najgorsze, bo może się okazać, że pomiar prędkości przez policję będzie nieprawidłowy. Niedobrze by to świadczyło o państwie. Informacje o tym, że ktoś jechał 40 km/h mniej niż ustaliła to policja, na pewno nie budują jego powagi.

- Taka historia jak ta z Krzysztofem Hołowczycem tylko podtrzymuje opinię Polaków, że żyją w państwie opresyjnym?

- Ta historia to tylko jedna z wielu dotyczących policji i to wcale nie najbardziej drastyczna. A to biciem funkcjonariusze wymuszają zeznania, jak w Olsztynie, a to w wyniku interwencji w czasie burd kibiców jeden z nich ginie z rąk policji. To wszystko nie buduje dobrego klimatu wokół tej instytucji, a rola społeczna, jaką ona odgrywa, opiera się na zaufaniu obywateli do niej. I nie chodzi tu o złośliwość społeczeństwa, ale o jego doświadczenia - jeśli mamy skargę na jakiegoś funkcjonariusza, to czujemy, że niekoniecznie musi ponieść odpowiedzialność. Jeśli do tego daje się policji do ręki narzędzie, które pozwala bez decyzji sądu zabierać prawo jazdy, to tworzymy instytucję ze zbyt dużą władzą. Wiadomo, że każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Nie tędy droga.

Nasi Partnerzy polecają