"Super Express": - My tu się kłócimy o to, czy Jacek Saryusz-Wolski jest zdrajcą polskiej sprawy i czy Donald Tusk to jeszcze Polak, czy już Niemiec, a tymczasem Francja, Niemcy, Włochy i Hiszpania zapowiadają budowę Unii wielu prędkości. Zawsze się takiego scenariusza baliśmy. Teraz, kiedy nabiera rumieńców, powody do niepokoju są większe?
Dr Marek Migalski: - To najważniejsza deklaracja, która padła z ust polityków unijnych od wielu lat. Słusznie zwraca pan uwagę, że w naszym grajdołku kompletnie przeoczyliśmy fundamentalną dla przyszłości Polski decyzję. To bowiem, czy przewodniczącym RE będzie Tusk czy Saryusz-Wolski dla nas i dla Unii jako całości nie ma w sumie znaczenia.
- Czy ten pomysł oznacza, że Polska znajdzie się na peryferia rodzącej się na naszych oczach nowej Unii? Bo przywódcy wspomnianych krajów mówią o wielu obszarach integracji: w ramach strefy euro, bezpieczeństwa, polityki społecznej i podatkowej.
- Być może elastyczność UE jest jedyną szansą na jej przetrwanie. Dotychczasowe sztywne ramy Wspólnoty mogą być nie do utrzymania ze względu na liczbę bardzo różnych państw, które ją tworzą. Ten pomysł może być więc dobry dla samej Unii, ale dla tych, którzy zostaną w tej spowolnionej jej części, będzie oznaczać marginalizację. Oczywiście nikt nas nie będzie zmuszał do angażowania się w różne polityki UE. Tym samym jednak stracimy wpływ na decyzje przyspieszonej Wspólnoty.
- To może oznaczać pozostanie w jakieś szarej sferze Europy?
- Musimy pamiętać, że jeśli te pomysły staną się ciałem, będzie to oznaczać choćby śmierć wspólnej polityki energetycznej. Nie będziemy więc mieli żadnego narzędzia, aby naciskać na Brukselę, by ta z kolei naciskała na Berlin, Budapeszt czy Wiedeń w sprawie rezygnacji z inwestycji energetycznych we współpracy z Rosjanami, które wyraźnie osłabiają bezpieczeństwo Polski.
- Co może być główną sferą integracji, gdzie będą zapadać najważniejsze decyzje? Strefa euro?
- Tego nie wiem, ale na pewno jądro przyspieszonej Unii będzie się skupiać wokół wartości i praw jednostki. Z tego względu ten pomysł może się podobać na Nowogrodzkiej, ponieważ UE straci narzędzie, by dyscyplinować państwa w kwestiach poszanowania praw człowieka czy praworządności. Ekipa rządząca musi jednak rozumieć, że Polska będzie pozbywać się możliwości, żeby wpływać na politykę prowadzoną we wszystkich krajach Unii. Jak to będzie wyglądać? Pokazuje to poniedziałkowe spotkanie, na którym zapadły tak ważkie decyzje, a które odbyło się bez udziału Polski. Będziemy po prostu informowani o tym, co ustalą inni.
- Jest szansa, by Polska znalazła się przy stole decyzyjnym?
- Na pewno nie będzie to przy tej ekipie. Mam wrażenie, że Jarosław Kaczyński uważa, że UE się rozpada. Wobec tego nie będzie brał udziału w przedsięwzięciach, które miałyby Wspólnotę uratować. Raczej będzie się starał w rozluźniającej się Unii znaleźć najlepsze miejsce dla Polski. Tyle że nie będzie to miejsce przy stole, przy którym będą zapadać najważniejsze decyzje.
Zobacz także: Kaczyński zabrał głos w sprawie Saryusz-Wolskiego- co powiedział?