"Super Express": - Po kilku porażkach Platforma zdołała wybronić Hannę Gronkiewicz-Waltz. Przekonała wyborców, by zostali w domach. To jakaś szansa dla PO, aby odwrócić tendencję słabnięcia w sondażach?
Dr Marek Kochan: - Warto zauważyć, że Platforma wygrała referendum, ale o włos i jednak bardzo dużym kosztem. Po pierwsze, pomógł prezydent Komorowski, który musiał zmarnować na to jakąś część swojego kapitału politycznego. Zaprezentować się w roli prezydenta partyjnego i zaangażowanego w obronę intersów własnej formacji.
- To mu zaszkodzi?
- To poważny błąd, gdyż jak dotąd skutecznie gromadził kapitał polityczny, występując jako arbiter, niekiedy nawet krytykując rząd. Przed referendum, niestety, pokazał partyjne oblicze w imię doraźnego, niezbyt ważnego celu. I to może do niego wrócić. Po drugie, w referendum musiał pomagać premier i wielu ministrów. Po trzecie, PO musiała zaciągnąć zobowiązania polityczne u Leszka Millera i SLD.
- Koszt uratowania prezydent Warszawy okaże się większy niż zyski?
- Cóż, przegrana Platformy mogłaby zmobilizować rząd Donalda Tuska i jego partię do bardziej intensywnej pracy. Wygrana może zadziałać jako czynnik demobilizujący. PO może uznać, że w gruncie rzeczy nie ma wielkiego niebezpieczeństwa utraty władzy.
- Batem na rząd miała być zapowiadana rekonstrukcja. Mam jednak wrażenie, że premier wcale jej nie chce...
- Trudno oceniać strategię premiera, ale jego rząd jest rządem autorskim. I jeżeli coś w tym rządzie nie działa, to winny jest Donald Tusk. Jak w piłce, jeżeli drużyna nie gra jak powinna, to w pewnym momencie zmienia się trenera. I w warunkach naszej polityki żadna rekonstrukcja oprócz tej, która zakładałaby wymianę premiera, nie będzie aż tak istotna. Nie wierzę zatem, żeby była to jakaś realna zmiana. Nawet po odwołaniu któregoś z wicepremierów w oczach wyborców nadal będzie to ten sam rząd Donalda Tuska.
- Są prognozy, że w następnych wyborach frekwencja będzie niska. Frekwencja z referendum to zapowiada?
- W referendum Platformie opłacało się demobilizować wyborców i nie jestem pewien, czy będzie równie skuteczna w mobilizowaniu ich. Kiedy z tak dużym zaangażowaniem sił przekonuje się, żeby ludzie do wyborów nie szli, to wcale nie jest tak łatwo po chwili przekonywać do czegoś zupełnie innego. Ta demobilizacja może być bardziej trwała. Co prawda temperatura przy wyborach parlamentarnych może być wyższa, ale elektorat PO nie należy przecież do najbardziej zmobilizowanych.
- Przy okazji referendum wróciło straszenie "Kaczorem" i Macierewiczem. To znów będzie jedyny pomysł Platformy na kampanię? I czy wystarczy?
- Ta retoryka zagrała w referendum bardzo mocno. PO upolityczniała głosowanie i odeszła od kwestii merytorycznych. To także było ryzyko PO, gdyż kolejne użycie tego argumentu ponownie go osłabia. Za którymś razem nie będzie miał już znaczenia.
- Porażka Hanny Gronkiewicz--Waltz miała być podobno hasłem do ruszenia się stronników Grzegorza Schetyny.
- Zwycięstwo Hanny Gronkiewicz-Waltz umacnia status quo z Donaldem Tuskiem w roli lidera. Następną szansą będą wybory do europarlamentu, które pokażą, czy w tym składzie PO może jeszcze wygrać.
- Może Schetyna przegapił już okazję, nie startując w wyborach na szefa PO?
- Grzegorz Schetyna jest najwyraźniej długodystansowcem. Przypuszczam, że stanie do walki dopiero wtedy, gdy jego wygrana będzie prawie pewna. W polityce cierpliwość jest cnotą.
- Pytanie, czy ta cierpliwość nie doprowadzi Schetyny do objęcia już tylko masy upadłościowej.
- Takie ryzyko istnieje, ale Schetyna postępuje raczej rozsądnie. Stając do walki zbyt wcześnie, przy silnym Donaldzie Tusku, mógłby stracić niemal wszystko.