Dr Lech Kowalski: Odznaczony za walkę z polskim podziemiem

2014-05-13 4:00

Lech Kowalski komentuje informacje tygodnika "wSieci", że Wojciech Jaruzelski fałszował dokumenty dotyczące swojego życiorysu

"Super Express": - Według Piotra Gontarczyka gen. Jaruzelski w latach 1989-1990 miał fałszować dotyczące go dokumenty, zacierając pewne niewygodne dla niego epizody ze swojego życia. Pana zdaniem Gontarczyk ma rację?

Dr Lech Kowalski: - W pełni potwierdzam to, o czym pisze Gontarczyk. W latach 90. w Centralnym Archiwum Wojskowym wszelkie dokumenty z podpisem Wojciecha Jaruzelskiego, na które trafiałem, były albo zamazane, albo podretuszowane. Wtedy nie miałem jeszcze wyobrażenia, że można się było dopuszczać osobistych poprawek w dokumentach tak, by własny życiorys był bardziej korzystny w nowym układzie politycznym.

- Co, według pana, w tych dokumentach nie gra?

- Są tam poprzesuwane daty dotyczące Krzyża Walecznych. Jeden z nich Wojciech Jaruzelski otrzymał za walkę z polskim podziemiem niepodległościowym.

Przeczytaj też: Wojciech Jaruzelski miał UDAR! Stan generała bardzo się POGORSZYŁ!

- Gontarczyk pisze, że w dokumentach, do których dotarł, pojawiła się informacja, jakoby miał właśnie to odznaczenie otrzymać za zasługi w czasie II wojny światowej.

- Tak nie było. To było wyróżnienie za walkę z, jak on to nazywał, bandami. We wszystkich dokumentach operacyjnych, które noszą jego podpis, określenie jest jasne - polskie bandy. Używa też innych, podobnych epitetów. Wszelkie dokumenty 5. Pułku Piechoty związane z walką z polskim podziemiem są podpisane przez niego i przez sowieckiego szefa sztabu. Niekiedy pojawia się podpis kpt. Kotlickiego. Ta para - Jaruzelski i Kotlicki - była mózgiem wszystkich operacji wymierzonych w polskie podziemie.

- Czyli Jaruzelski osobiście nie uczestniczył w walkach z podziemiem?

- Nigdy nie natknąłem się na informację, żeby uczestniczył w walkach z bronią w ręku. Był kimś ważniejszym: planował operacje przeciwko podziemiu jako zastępca szefa sztabu ds. rozpoznania. Miał swoją agenturalną siatkę rozsianą w terenie - w rejonie Piotrkowa Trybunalskiego, Radomska czy Hrubieszowa - i dzięki informacjom, które uzyskał, namierzał podziemie i planował przeciwko niemu działania, prowadzone przez bataliony operacyjne 5. Pułku Piechoty. Miał wtedy bezpośrednie kontakty z Urzędem Bezpieczeństwa i lokalną milicją.

- Czemu, pana zdaniem, Jaruzelski zdecydował się na zacieranie śladów swojej przeszłości? Próbował się wybielić wobec zmiany systemu politycznego?

- To człowiek ogarnięty manią wielkości. Zawsze chciał być kimś, kim nie był. W okresie wojny nie miał żadnych sukcesów jako oficer rozpoznawczy pułku. Najlepiej o tym świadczy kronika wspomnianego już 5. Pułku Piechoty, w której działaniom innych oficerów poświęcona jest prawie co druga strona. Nie znajdzie pan w niej żadnych wyczynów bojowych ppor. Jaruzelskiego. Chciał to wszystko sobie poprawić w życiorysie. Zaczął te poprawki już od okresu jego zsyłki na Syberii.

- Na czym one polegały?

- Zajmował się tam wyrębem drzew. Robił to jednak jedynie przez trzy miesiące, a potem został pomocnikiem sprzedawcy w miejscowym sklepie. Wziąwszy pod uwagę fakt, że była to mała osada, a to był jedyny sklep, to wie pan, jaki to jest awans? To tak samo, jakby dziś ktoś trafił do centrum finansowego, będąc wcześniej sprzedawcą. Zresztą to wskazówka, że już wtedy współpracował z Sowietami. Te informacje w dokumentach osobistych jednak wymazał. Została tylko informacja o pracy w tajdze.

- Gontarczyk wskazuje jeszcze na fakt, że w dokumentach miał wpisać, że w czasie wojny odniósł rany, choć wojnę przeżył bez szwanku.

- Z tym kombinował przez kilka dekad. Zresztą nie tylko z tym. W Muzeum Wojska Polskiego widniał jako prymus szkoły oficerskiej w Riazaniu. Żadnym prymusem jednak nie był. Był tak słabym słuchaczem, że nie został awansowany na stopień podporucznika, choć tak nagradzano najlepszych. Czuł z tego powodu jakiś osobisty dyskomfort i to go pchało do swojego biogramu wojennego.

- Czemu, pana zdaniem, Jaruzelski nie zniszczył dokumentów, choć mógł, a wolał je fałszować?

- To, co mógł zniszczyć, zniszczył. Pisząc biografię Kiszczaka, zwróciłem uwagę, że jedna z jego teczek personalnych liczy 98 stron, a Jaruzelskiego jedynie 8-12! Myślał, że jak wyrwie dokumenty ze swojej teczki personalnej, to ślad się urwie. To, co znalazł Gontarczyk, jest pokłosiem tego, co było w tej teczce. Popełnił błąd, bo nie wiedział, że każdy dokument żył swoim życiem.

- A to, co zostało, wolał ubarwić?

- Owszem. Zaczął budować swoją legendę, w czym zresztą pomagali mu inni. Pracowałem w Wojskowym Instytucie Historycznym i znalazłem tam wiele sfałszowanych relacji, które opiewały bohaterstwo i jego dzielność. Jaruzelski próbował też wywrzeć wpływ na Berlinga, żeby ten w swoich wspomnieniach wspomniał o nim jako młodym, zdolnym oficerze w okresie wojny. Berling odmówił, bo nie wiedział nawet o jego istnieniu. Piotr Jaroszewicz, były premier, który był zastępcą dowódcy 1. Armii Wojska Polskiego ds. politycznych, powiedział jasno, że przez jego ręce przechodziły tysiące rzeczy w czasie wojny, ale nigdy nie mignęło mi nazwisko ppor. Jaruzelskiego jako wybitnego oficera czasu wojny.

Wiadomości Se.pl na Facebooku