- „Super Express”: - Znamy sondażowe wyniki wyborów samorządowych do sejmików wojewódzkich. Z badań late poll Ipos wynika, że w wyborach PiS zdobył 33 proc. KO 26,7 proc. a PSL 13,6 proc. Przewidywał pan taki scenariusz, czy jest pan zaskoczony?
dr Jarosław Flis: - Spodziewałem się tego, że PiS będzie przodował w tym peletonie.
- Jednak wyprzedzenie konkurencji na nic się zda, jeśli partia rządząca nie będzie miała zdolności koalicyjnej. A z tym może być pewien problem.
- Owszem. Dlatego mówienie, że PiS może poszczycić się wielkim zwycięstwem jest w pewnym sensie bzdurą. Tak naprawdę to partie opozycyjne stoją przed ogromną szansą, by zdobyć realną władzę w większości sejmików wojewódzkich. Wszystko teraz zależy od tego, jak będą wyglądać oficjalne wyniki wyborów, bo o tym, kto w danym województwie będzie rządził, mogą zdecydować niuanse.
- Możemy jednak przewidzieć, ile władzy zyska PiS w porównaniu z poprzednimi wyborami? Przypomnijmy, że do tej pory rządził w jednym województwie.
- Nikt nie jest w stanie teraz tego przewidzieć. Wszystko zależy od tego, jak poukładają się koalicje w każdym z województw, a to, jak już wiemy, zależy od dokładnych wyników wyborów. Już teraz można jednak powiedzieć, że PiS może mieć problem, ponieważ, jak już pani zauważyła, jego zdolności koalicyjne są bardzo ograniczone.
- Już wiemy, że PSL nie będzie wchodził w koalicję z PiS. Wyraźnie mówił o tym prezes ludowców. Wziąwszy pod uwagę dobry wynik PSL, zwiększają się szanse opozycji na zablokowanie PiS w sejmikach?
- Wynik PSL – choć jest bardzo dobry – to jest niższy w porównaniu z poprzednimi wyborami. I to znacząco. Oczywiście, wtedy wynik ludowców podbiły karty do głosowania. Ale nawet jeśli chodzi o wybory w 2010 roku, to PSL też stracił.
- Ale pogłoski o śmierci PSL były chyba przesadzone?
- To prawda. Jednak trzeba zadać sobie podstawowe pytanie, na ile mamy do czynienia z tendencją wzrostową PSL, a na ile to kontynuacja trendu spadkowego, trwającego od 2015 roku. Myślę, że pokażą to dopiero kolejne wybory. Te do Parlamentu Europejskiego.
- Mimo, że PiS zdobył więcej punktów procentowych niż w poprzednich wyborach to wyraźnie widać, iż opozycja nadal bryluje w wielkich aglomeracjach i dużych miastach. To duży ból głowy dla Nowogrodzkiej?
- Faktycznie, w porównaniu z poprzednimi wyborami poparcie dla PiS wzrosło, ale nadal na mapie Polski jest wiele „wysp”, które są nieosiągalne dla PiS. Wielkie miasta nadal należą do Platformy. Nie wydaje mi się, aby coś się w tej kwestii w najbliższym czasie zmieniło. Chociaż, jak podkreślam, musimy poczekać na oficjalne wyniki, które na pewno będą się trochę różniły od tych, którymi dysponujemy teraz.
- Poza podium znalazł się SLD, który zanotował 6,6 proc. Mniej niż w sondażach.
- Widać wyraźnie, że SLD słabnie. W poprzednich wyborach mieli 8 proc. To spora strata i oczywiście wynik poniżej oczekiwań.
- Pytanie czy te 6,6 proc. przełoży się na jakiekolwiek mandaty, co będzie istotne w kontekście możliwych koalicji w sejmikach.
- Dokładnie! W wyborach do sejmików wojewódzkich trzeba mieć często kilkanaście procent głosów, aby zdobyć mandat. Przy okazji poprzednich wyborów było widać, że są miejsca, gdzie SLD ma tylko jeden lub dwa mandaty, więc bardzo symbolicznie. Zobaczymy, jak będzie teraz.