"Super Express": - Piątka wymienionych w sondażu TNS Polska członków rządu, którzy nadają się do wymiany, to ci, którzy nie radzą sobie najlepiej?
Dr Jarosław Flis: - Na taką merytoryczną ocenę się nie zdobędę, gdyż musiałbym mieć więcej danych o konkretnej pracy ministerstw. Nie dziwi mnie jednak, że na czele rankingu pojawia się minister zdrowia czy minister finansów. W takich rankingach najłatwiej jest tym ministrom, których działalność ma najmniej wspólnego z codziennym ludzkim życiem. Szefowie MSZ czy Ministerstwa Kultury w naturalny sposób nie dotykają życia codziennego. Są też raczej od rozdawania różnych rzeczy niż zabierania. Ich pozycja startowa jest łatwiejsza.
- Taki ranking to sprawa funkcji w rządzie?
- Oczywiście nie! To nie jest tak, że ministrowie są cudowni, tylko mają trudny resort. Na pewno mamy obszary społecznej frustracji, jak służba zdrowia czy edukacja, w których można sobie radzić lepiej. Ale takie porównanie byłoby sensowniejsze przez porównanie kolejnych ministrów, resort do resortu, a nie ministrów w jednym rządzie.
- Wysoko w rankingu najgorszych jest minister Joanna Mucha. Przed EURO 2012 wydawało się, że to wymarzona funkcja. Tylko przecinać wstęgi, zbierać zaszczyty, a co złego, to i tak PZPN...
- Sport to nie jest obszar jakichś oszałamiających sukcesów w Polsce. Trzeba jednak przyznać, że pani minister Mucha zaliczyła całą serię poważnych wpadek. I nie pomogło to w przełamaniu stereotypu. Przypadek niektórych ministrów tego rządu świadczy o szczególnym talencie do sprowadzania na siebie kłopotów.
- Kogoś panu na tej liście brakuje?
- Jest kilku polityków, którzy ludziom umykają. Jak minister pracy i polityki społecznej Kosiniak-Kamysz. Ministrowie z PSL, co dotyczy też wicepremiera Pawlaka, dzięki swojej niemedialności nie wzbudzają emocji. Także tych negatywnych. Niezależnie od tego, czy coś robią źle bądź czegoś zaniechali.
Dr Jarosław Flis
Politolog, Uniwersytet Jagielloński