Dr Jacek Kucharczyk: - Nie znamy jeszcze kształtu tego projektu. Jestem jednak zdecydowanym zwolennikiem tego, żeby wewnątrz danej firmy panowała zasada jawności informacji o wysokości wynagrodzeń. To, jak szeroka poza firmą byłaby taka jawność, może być kwestią do dyskusji. Wiedza o tym, ile zarabiają koledzy bądź przełożeni z pracy w ramach jednej firmy, byłaby jednak bardzo pożyteczna.
- Dlaczego?
- Mamy wiele nierówności w zarobkach, choćby między kobietami i mężczyznami. I dzięki jawności rzucałoby się to w oczy. Byłaby szansa, żeby firmy same zaczęły to zmieniać. Do tego jest wiele wynaturzeń w przypadku np. proporcji płac między zarządem a przeciętnym pracownikiem. Pozwoliłoby to wprowadzić element egalitarnej kultury w firmach.
- Jest pewien opór przed ujawnieniem tych informacji...
- To błąd, gdyż to wcale nie jest taki radykalny pomysł. W Polsce nie ma kultury jawności płac, a model kapitalizmu, który przyjęliśmy, był inny od modelu skandynawskiego. Tam te rzeczy nie budzą emocji, są normą. Nasz model był bliższy amerykańskiemu, a i to z wypaczeniami. W Polsce słyszy się nawet, że w wielu firmach nie tylko płace są niejawne, ale pracownicy są karani za rozmowy o wysokości swoich zarobków!
- Czyli zalety jawności przeważą nad minusami?
- Tak. Na przykład zarządom trudno byłoby obniżać pensje pracowników pod pretekstem walki z kryzysem, a samym przyznawać sobie duże premie.
- W Polsce już przy rekrutacji ukrywa się zarobki, które otrzymać ma osoba starająca się o pracę. W Wielkiej Brytanii z góry wiadomo, ile na danym stanowisku możemy zarobić. Skąd to ukrywanie nawet tak podstawowych danych?
- Niestety, takie praktyki to element niezbyt cywilizowanej wersji kapitalizmu, którą u nas wprowadzono. Nadal panuje przekonanie, że dobry menedżer to ten, który jak najmniej zapłaci pracownikowi. U nas nawet ogłoszenia o pracę z podaną informacją o zarobkach są wciąż rzadkością. I podczas rekrutacji zawstydza się pracownika, jeżeli pyta o pieniądze albo chce konkretnych zarobków.
- I pada jedno z najgłupszych pytań ze strony rozmówcy: ile chciałby pan zarabiać. W życiu nie spotkałem kogoś, kto chciałby zarabiać mało. Odpowiedź powinna zatem brzmieć: "jak najwięcej".
- Oczywiście! Gdyby przestać robić wstydliwą sprawę z zarobków w firmie poszukującej pracownika, to w ogóle nie byłoby wielu problemów.
- Jak modne ostatnio narzekania na roszczeniowe postawy młodych.
- Właśnie. Każdy wiedziałby, czy warto w jego sytuacji iść na rozmowę o pracę, czy nie. Byłaby też szansa na zmianę kultury pracy, ograniczyłoby to pewien wyzysk, który niekiedy ma dziś miejsce. Mam nadzieję, że nowa ustawa nakaże w ogłoszeniach o pracę wskazywać oferowane wynagrodzenie.
- Kiedy przed laty zaproponowano ujawnianie zarobków członków rządu, wojewodów i parlamentarzystów, reakcja wielu publicystów i polityków była histeryczna. Krzyczeli, że to "zaproszenie złodzieja do domu". Choć w cywilizowanych krajach to norma.
- Rzeczywiście reagowali niechętnie, były te dziwne argumenty o portretach przodków, które ktoś ukradnie... Jak widać, nic złego się nie stało, ale zaakceptowano to ze względów antykorupcyjnych. Polacy przyzwyczaili się, że w sektorze publicznym deklaracje majątkowe są standardem. Zmienia się jednak także spojrzenie na sektor prywatny. Inaczej jako społeczeństwo patrzymy na kapitalizm. Zaczynamy rozumieć, że są różne modele. I bardziej egalitarny, jak skandynawski, może do nas pasować lepiej.
- Reakcje rządzących i opozycyjnych polityków nie są wcale jednoznacznie niechętne. Może ta ustawa jednak przejdzie w Sejmie?
- Na jakimś etapie ten opór zapewne się pojawi. Nastawienie społeczne zmierza jednak ku jawności i politycy muszą się z tym liczyć. Co więcej, politycy swoje majątki ujawniają już od dawna, zatem niekoniecznie mają interes w walce w czterech kolejnych kampaniach wyborczych o to, żeby nie ujawniać dochodów innych. Na dłuższą metę mam nadzieję, że wywoła to zmianę w kierunku proegalitarnym. Choć na początku na pewno będzie więcej złości, niezdrowego zainteresowania, że ktoś zarabia więcej niż my. Ale to się wypali i ludzie przejdą nad tym do porządku dziennego. W dłuższej perspektywie ta zmiana będzie pozytywna.