"Super Express": - Od czterech lat kwestia katastrofy smoleńskiej i jej interpretacji dzieli społeczeństwo na dwa obozy roboczo zwane "zdrajcami" i "oszołomami". Ten podział to jakaś nowa jakość czy wpisał się już we wcześniej istniejące?
Dr hab. Michał Bilewicz: - Stosunek do kwestii smoleńskiej jest prostą kontynuacją wcześniej istniejących w Polsce podziałów: pomiędzy otwartą na świat, lepiej wykształconą grupą beneficjentów transformacji - oraz bardziej konserwatywną i tradycyjną grupą osób gorzej sytuowanych, mieszkających w mniejszych miastach. Polski Sondaż Uprzedzeń, który przeprowadziliśmy w 2013 roku, pokazuje, że osoby uznające, że w Smoleńsku miał miejsce zamach, są też zdecydowanie częściej uprzedzone wobec Żydów, są niechętnie nastawione do osób homoseksualnych i bardziej religijne. Stosunek do Smoleńska wpisuje się więc w pewien zestaw poglądów tradycjonalistycznych - choć oczywiście jest to związek statystyczny i sam znam wiele osób, które stanowią wyjątki od tej reguły.
Czytaj również: 4. rocznica katastrofy smoleńskiej - pamiętajmy o tych, którzy odeszli [PEŁNA LISTA OFIAR]
- Ten podział jest na tyle głęboki, że prowadzi on do erozji więzi społecznych?
- Tak, kwestia Smoleńska jest powiązana z szerszym zjawiskiem, które uważam za bardzo niepokojące. Polacy deklarują dziś znacznie słabsze przywiązanie do innych Polaków aniżeli w roku 2009, gdy badaliśmy tę kwestię po raz pierwszy. Nasze wewnątrzpolskie więzi narodowe uległy znacznemu rozluźnieniu. Jedną z przyczyn może być tragedia smoleńska, która mocno spolaryzowała polskie społeczeństwo. Powstają całe środowiska osób, które są tak głęboko przekonane o słuszności swoich poglądów, że postrzegają swoich adwersarzy jako gorszych Polaków.
- Prowadził pan badania nad stosunkiem jednej grupy do drugiej. Co z nich wynika?
- W Polsce ludzie ogólnie żyją w dość izolowanych politycznie środowiskach. Jeden na pięciu Polaków nie zna ani jednej osoby, która miałaby inne od niego poglądy polityczne. Kwestia katastrofy lotniczej w Smoleńsku dzieli Polaków bardziej niż cokolwiek innego. W 2013 roku porównaliśmy elektoraty PiS, Solidarnej Polski i PJN, czyli partii tworzących tzw. obóz smoleński, z elektoratami PO, Ruchu Palikota i SLD, czyli partii zdecydowanie odrzucających tezę o zamachu. O ile co czwarty wyborca PiS, SP i PJN nie znał osobiście nikogo, kto byłby przekonany, że w Smoleńsku doszło do nieszczęśliwego wypadku lotniczego - tak prawie połowa wyborców PO, Ruchu Palikota i SLD nie zna ani jednego człowieka wierzącego w zamach! Owi "otwarci" lewicowcy i liberałowie okazują się grupą niezwykle izolowaną od tej części społeczeństwa, która nie podziela ich przekonań na temat katastrofy w Smoleńsku.
- Pańskie badania wskazały również na większą otwartość ludzi wierzących w zamach na tych, którzy w niego nie wierzą. Jak pan to sobie tłumaczy?
- Przeciwnicy teorii zamachu nieco brzydzą się "obozem smoleńskim". Zamiast zabrać się do przekonania swoich odmiennie myślących rodaków - starają się od nich odizolować. Co piąty wyborca PO, SLD i Ruchu Palikota nie chciałby pracować z osobą przekonaną o zamachu, co szósty nie zaakceptowałby sąsiada o tego typu poglądach i nie zgodziłby się na małżeństwo członka rodziny z taką osobą. Pod tym względem wyborcy PiS, Solidarnej Polski i PJN są bardziej otwarci - oni znacznie łatwiej zaakceptowaliby "smoleński mezalians" w swojej rodzinie, gotowi też byliby zaakceptować zwolennika hipotezy o "nieszczęśliwym wypadku" jako swojego sąsiada czy współpracownika.
Zobacz też: Tomasz Walczak: Katastrofa smoleńska jak gasnący serial
- Nie mamy tu do czynienia z grozą tego elitaryzmu, że prawdziwą niechęcią wobec inności kierują się głównie ci racjonalni określający się elektoratem PO, SLD i RP wobec wyborców prawicy?
- Otwarci z pozoru liberałowie i lewicowcy odgradzają się od swoich adwersarzy już nie tylko psychologicznym murem niechęci - ale też coraz częściej realnymi murami grodzonych osiedli. O ile niegdysiejsze warstwy oświecone - od dziewiętnastowiecznych pozytywistów do dysydentów lat PRL - starały się przekonywać i edukować ludzi biedniejszych i mniej wykształconych - tak dzisiaj w warstwach tych dominują przekonania pełne pogardy i chęć odizolowania się od nielubianych poglądów "smoleńskiego motłochu".
- Te podziały pana zdaniem będą trwałe?
- Myślę, że podział ten będzie się manifestował również w innych kwestiach. Choć oczywiście możliwe są różne przesunięcia, to jednak stosunek do kwestii smoleńskiej jest głęboko osadzony w szeregu innych polskich podziałów - myślę, że kolejna odsłona debaty o "ideologii gender", kolejna próba prawnego usankcjonowania związków jednopłciowych czy kolejna książka Jana Tomasza Grossa - każde takie wydarzenie może ponownie zaognić wewnątrzpolskie konflikty.
dr hab. Michał Bilewicz
Psycholog społeczny, UW