"Super Express": - Mitt Romney został oficjalnym kandydatem Partii Republikańskiej na prezydenta USA. Wierzy pan w jego zwycięstwo?
Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: - Taki scenariusz uważam za mało prawdopodobny. On i jego partia mają zbyt wiele słabych punktów, np. brak pomysłu na wygranie tych wyborów. Żaden przebłysk geniuszu się nie pojawił. Romney jest człowiekiem bez charyzmy, cała nadzieja w jego pieniądzach i w potędze maszyny partyjnej. Ale maszynę partyjną ktoś musi prowadzić. I tu wracamy do punktu wyjścia. Romney nie jest prawdziwym przywódcą.
- Jednak naukowcy z uniwersytetu Kolorado w Denver twierdzą, że to on wygra. Nie pomylili się ani razu od 1980 r.
- To ciekawe. Ale istnieje też algorytm wykorzystywany przez "New York Times", który cztery lata temu pozwolił przewidzieć wynik z oszałamiającą precyzją. Pomylił się tylko w przypadku jednego stanu i tylko o jeden punkt procentowy. Ten algorytm pokazuje dziś mniej więcej 70 proc. szans dla Baracka Obamy. Różnica jest więc bardzo duża.
- To liczby, ale może też tylko liczby. Amerykanie lubią wrażliwych twardzieli i wielkie sprawy małego życia. Małżonka kandydata republikanów rozckliwiła ich serca historią o pierwszej randce z młodym Mittem. Może to takie gesty na finiszu kampanii zadecydują o jej rezultacie?
- To za mało. Poza tym owo przemówienie było zbyt banalne. Nie sprawi, aby Amerykanie go polubili, uznali za swojego kumpla czy człowieka, któremu można zaufać, nawet jeżeli nie chcieliby się z taką osobą zaprzyjaźnić. Romney żadnego z tych przymiotów nie uzyskał jeszcze na dużą skalę.
- Może najlepszym sojusznikiem Romneya jest Obama z bagażem nadziei, które zawiódł?
- Tak, Obama jest bardzo mocnym sojusznikiem Romneya, a demokraci republikanów. Ale jest jeszcze mocniejszy sojusznik - nazywa się kryzys gospodarczy. Wprawdzie Stany Zjednoczone już wyszły z niego, ale pozostaje pamięć o stylu, w jakim tego dokonały - a był on nieefektowny. Amerykanie bardziej niż na finansowy aspekt gospodarski - inflację czy dług publiczny - zwracają uwagę na realny aspekt, czyli np. produkcję i zatrudnienie. No i wysokie, jak na Stany Zjednoczone, bezrobocie jest największym przyjacielem Romneya, a wrogiem Obamy.
- Dlaczego katolicy poparli mormona?
- Romney zwyciężył prawybory kampanią negatywną. Wygrał, bo niszczył innych, wykorzystując swój majątek i swoich przyjaciół miliarderów. I nie był pierwszy pod żadnym innym względem niż doświadczenie w biznesie. A akurat to doświadczenie nie jest powszechnie uważane za potrzebne do sięgnięcia po prezydenturę. To nie jest tak, że katolicy i protestanci nagle zaufali mormonowi. Jest tak, że nikt inny nie przeszedł przez prawybory. Teraz decydują względy partyjnej lojalności.
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas
Politolog, amerykanista z Uczelni Vistula