"Super Express": - W kampanii referendalnej na temat Brexitu nie brakowało antyimigranckiej retoryki, wycelowanej w dużej mierze w Polaków mieszkających na Wyspach. Po zwycięstwie zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii wzrost nastrojów ksenofobicznych jest możliwy?
Dr Gavin Rae: - Za decyzją o Brexicie aż tak bardzo nie stały kwestie imigranckie. Głosowano za nim z innych powodów. Wśród zwolenników Brexitu dominowała frustracja z powodu ich sytuacji życiowej po kryzysie ekonomicznym i wściekłość na establishment, co zresztą obserwujemy niemal w całej Unii. Nie jest więc tak, że za wyjściem głosowali rasiści. Nie zmienia to oczywiście faktu, że ksenofobiczne sentymenty rosną w Wielkiej Brytanii.
- To chwilowy trend?
- Myślę, że nie. Po euforii związanej z Brexitem do wielu ludzi, którzy się za nim opowiedzieli, zacznie docierać to, z czym się on wiąże. Że nie będzie tak różowo, jak mówili opowiadający się za Brexitem politycy, już wiadomo. Należy się więc spodziewać dalszego wzrostu społecznej frustracji, co stanie się pożywką dla tych, którzy będą ją chcieli skierować przeciwko imigrantom. Zaczadzeni rasizmem i ksenofobią mogą poczuć wiatr w żaglach. Zwłaszcza że Brexitowi towarzyszy hasło odzyskania naszego kraju, które może niektórych uprawniać do największych niegodziwości. Czują teraz, że mogą robić, co chcą, a to, w mojej ocenie, jest bardzo niebezpieczną sytuacją.
- No właśnie. Tym bardziej że Wielką Brytanię czeka okres dużej niepewności, pogłębiania się problemów gospodarczych, które zawsze rodzą pokusę szukania kozła ofiarnego. A któż lepiej sprawdzi się w tej roli niż imigranci?
- Brexit już spowodował spore perturbacje na rynkach, spadki giełdowe i osłabienie funta. Oczywiście, nie czeka nas permanentny kryzys, ale negatywne skutki Brexitu społeczeństwo brytyjskie na pewno odczuje i łatwo będzie odpowiedzialnością za nasze problemy winić innych.
- Widać, że największy wygrany referendum, czyli Nigel Farage, już wycofuje się z obietnic, które złożył Brytyjczykom. Skoro nie będzie miał odpowiedzi na ich ekonomiczne bolączki, najpewniej sięgnie po kartę antyimigracyjną.
- Politycy, który opowiadali się za Brexitem, wędrowali po świecie fantazji, obiecując Brytyjczykom gruszki na wierzbie. Wobec niemożności ich spełnienia mechanizm, o którym pan wspomniał, może teraz na Wyspach zafunkcjonować.
- Także w politycznym mainstreamie? Partia Konserwatywna też uderzy w te tony?
- Największe szanse, by przejąć stery w państwie i Partii Konserwatywnej, ma były burmistrz Londynu Boris Johnson, który był liderem kampanii na rzecz wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Co będzie chciał robić Johnson, nie wiadomo. Nie jest jednak tak ideologicznie zaczadzony jak Farage, a przez to jest bardziej przewidywalny i nastawiony na współpracę z UE. Nie będzie raczej dążył do zaostrzania sytuacji w kraju i jest to cokolwiek uspokajające.