Dr Bartłomiej Biskup: Nic nie wskazuje na to, by Kaczyński nie chciał być premierem

2015-03-10 3:00

Dr Bartłomiej Biskup w rozmowie z Mirosławem Skowronem.

"Super Express": - O Andrzeju Dudzie, kandydacie Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta, mówi się, że jest tak naprawdę kandydatem na premiera. I są dwie wersje. Nieprzychylni PiS twierdzą, że po ogłoszeniu, że ma być też premierem, zza jego pleców wyskoczy Jarosław Kaczyński. Przychylni, że ma to być umacnianie jego pozycji, by został kiedyś następcą Kaczyńskiego.

Dr Bartłomiej Biskup: - Polityka jest oczywiście nieprzewidywalna, ale do tej pory nic nie wskazywało na to, żeby Jarosław Kaczyński miał zrezygnować z ambicji bycia premierem. Wręcz przeciwnie, wszystko było podporządkowane właśnie temu. Jest jedna rzecz, która może to nastawienie zmienić.

- Jaka?

- Dziś jeszcze za wcześnie o tym mówić, ale dobry wynik Andrzeja Dudy, np. nieznaczna przegrana w II turze. To mogłoby pozwolić na myślenie, czy nie opłaciłoby się wystawiać Andrzeja Dudy także jako kandydata na premiera. Ale to dopiero za ciosem, po analizie badań i danych z wyborów. Choć to jest polska polityka i możliwe jest wystawienie na premiera choćby i Beaty Szydło. Osobiście nie wierzę jednak w to, że Kaczyński się wycofa.

- Dlaczego?

- Niewielu znam takich liderów politycznych, którzy oddaliby realną władzę w obce ręce i wycofali się "do Sulejówka". Takich, którzy byliby takimi przewidującymi mężami stanu, planującymi przyszłość swojej partii na lata.

- Czyli casus Kazimierza Marcinkiewicza mało realny?

- W tamtym manewrze chodziło jednak o coś zupełnie innego. I bez Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta nigdy by do tego nie doszło. Prezes Prawa i Sprawiedliwości od wielu lat ma konsekwentny przekaz, w którym podkreśla, że chce być premierem, chce zmieniać różne rzeczy, dzierżąc realną władzę. Dziś nie ma racjonalnych podstaw do tego, by patrzeć na Prawo i Sprawiedliwość inaczej.

- Czy podstawą do zmiany planów Jarosława Kaczyńskiego nie może być reakcja i kampania Platformy Obywatelskiej? W weekend mieliśmy kolejny odcinek "straszenia Kaczorem" i IV RP. Gdyby Platformie Obywatelskiej i Ewie Kopacz wyszło z badań, że to wciąż skuteczne, może prezes Prawa i Sprawiedliwości schowałby się za "premiera Dudę"?

- Nie chodzi tylko o ten weekend. Platforma trwa przy tym straszeniu Prawem i Sprawiedliwością nieustannie od dłuższego czasu. Ta retoryka jest tak naprawdę próbą wywołania Jarosława Kaczyńskiego do tablicy. Platforma Obywatelska źle się czuje, gdy Jarosław Kaczyński jest mniej widoczny, gdy nie ma tego czytelnego wroga, "czarnego luda". Andrzej Duda nie nadaje się do tej roli. To już polityk innego typu, inaczej prowadzący kampanię. Platforma Obywatelska mogła też wyjść w badaniach, że tylko nieustanne kojarzenie Dudy z Kaczyńskim może dać szansę na wygraną Komorowskiego już w I turze.

- A co z pomysłem budowania Andrzeja Dudy jako następcy Jarosława Kaczyńskiego?

- Na razie tego nie widać. Być może do maja, podbudowany dobrym wynikiem w wyborach, mógłby to zmienić, ale to będzie olbrzymia praca. Do tej pory to był mniej polityk, a bardziej prawnik. Choć polityka można też "wytrenować", jeżeli ma odpowiednie kompetencje i charyzmę. Gdyby okazało się, że w kampanii Andrzej Duda "czuje ludzi", lubi i umie przemawiać, dobrze reaguje na tłumy, to może zostanie tym następcą?

- Była ta pierwsza konwencja...

- To jeszcze za mało. Sam Andrzej Duda zobaczy to już po całej kampanii, jak on sam się z tym czuje, jak się sprawdza. I to sam, a nie z tym całym sztabem za plecami.

Zobacz: Opinie. Dr Bartłomiej Biskup: "Fenomen" skazany na porażkę

Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail