Dr Andrzej Sadowski: Niech politycy zaczną oszczędzać od siebie

2011-11-23 10:47

Rząd z uporem maniaka powraca do nieefektywnej podatkowo strategii - ocenia założenia ustawy okołobudżetowej ekonomista Andrzej Sadowski.

"Super Express": - Rząd przewiduje podniesienie akcyzy na olej napędowy i wyroby tytoniowe już od 1 stycznia 2012 roku. Ten pośpiech tłumaczy tym, że czym prędzej musi dostosować się do dyrektywy unijnej. Ma rację?

Dr Andrzej Sadowski: - Nie jest prawdą, że jak Unia czegoś chce, to polski rząd natychmiast to realizuje. W praktyce realizuje tylko to, co doraźnie daje większe przychody z podatków. Na konto UE próbuje zrzucić te najbardziej obciążające podatkowo rozwiązania. Zresztą polski rząd ma bardzo długą listę dyrektyw i różnych wymogów unijnych, których jakoś od lat nie spełnia. Unia np. nie wymagała od nas wprowadzania podatku Belki.

- Kiedyś Platforma zapowiadała likwidację tego podatku, a dziś - lokat antybelkowych.

- Podatek Belki jest zupełnie niepotrzebny. Pokazuje jednak, jak można polski system podatkowy uprościć i zracjonalizować. W gruncie rzeczy jest to zagregowany podatek liniowy. Żaden klient banku nie rozlicza się z niego w PIT, to bank jednym przelewem od setek tysięcy klientów wysyła pieniądze do urzędu skarbowego. Obecna propozycja premiera (podobnie jak pozostałe z jego exposé) sprowadza się do jednego - skoro mamy niższy wzrost gospodarczy, to nie zmniejszajmy wydatków, tylko podnośmy podatki.

- Czy jednak wpływy do budżetu przyniosą planowane z tego tytułu 380 mln zł? Można przecież zawczasu przenieść oszczędności na inne depozyty.

- Nie ma takiego systemu podatkowego, z którym nie poradziliby sobie doradcy podatkowi, finansiści, przedsiębiorcy. Nawet kosztem czasu i energii znajdą sposób, aby swe pieniądze lokować efektywniej, niż oddawać je rządowi.

- Z drugiej strony likwidacja tych lokat może nakręcić konkurencję między bankami, które zmienią oprocentowanie lokat.

- Banki będą się trochę więcej reklamować, ale obywatele, którzy mają oszczędności, nie zyskają na tym. Wiedzą, że oferty banków w większości nie pokrywają nawet poziomu inflacji.

- Ogromne wpływy do budżetu z podniesienia akcyzy na olej napędowy i wyroby tytoniowe to też zbyt optymistyczne założenie?

- Też. Każdy podatek jest przenoszony. Za większy koszt transportu za chwilę zapłacą obywatele, kupując inne towary. Nie płacimy podatków tylko w PIT, ale we wszystkim, co jest doliczane do towarów. Zapłacimy więcej nie dlatego, że nagle podrożał jakiś surowiec, ale dlatego, że rząd podniósł akcyzę.

- Efekt domina?

- Raczej system naczyń połączonych. Ceny zaczynają jednocześnie wzrastać, choć z różnym natężeniem, w zależności od produktu, branży czy usługi, jaką kupujemy na rynku.

- Dlaczego państwo miałoby zarabiać na akcyzie? Równie dobrze można założyć, że dochody wzrosną po obniżce akcyzy, bo wtedy zwiększy się popyt.

- W Polsce politycy i urzędnicy wyznają dogmat świętego arkusza kalkulacyjnego. Myślą tak: jeśli w jego jednej rubryce podniesiemy stawkę podatkową, to w drugiej automatycznie wzrosną wpływy. To się nigdy nie sprawdza w 100 proc. Kilka lat temu przy podniesieniu akcyzy na alkohol okazało się, że wpływy malały, a nie rosły. Wzrósł za to na niebotyczną skalę przemyt alkoholu, którym po przekroczeniu granicy można było niemal legalnie handlować. Przemyt, nielegalna produkcja, poszerzanie szarej strefy - wszystko w jednym pakiecie. Rząd jednak z uporem maniaka powraca do tej nieefektywnej podatkowo strategii.

- Czyli do budżetu wpłynie mniej niż planowane 2,5 mld zł?

- Zgadza się. Tylko jeden kraj przeciwstawił się tej doktrynie, którą chce wszystkim narzucić Unia Europejska - że kraje o rosnącym zadłużeniu powinny podnosić podatki. To Irlandia, która w momencie największego kryzysu w 2008 roku obniżyła opodatkowanie. Dziś ma większe wpływy, a jej gospodarka zaczęła się wreszcie rozwijać.

- A może polityka akcyzowa ma służyć kształtowaniu konsumpcji Polaków? Im droższe papierosy, tym mniej palimy.

- Skoro rząd tak bardzo troszczy się o nasze zdrowie, podnosząc akcyzę, to dlaczego od razu nie wprowadzi całkowitego zakazu sprzedaży wyrobów tytoniowych? Zresztą czy wprowadzenie prohibicji w USA spowodowało, że Amerykanie przestali pić? Cała akcja aparatu państwa wciągniętego w ściganie producentów, dystrybutorów i sprzedawców alkoholu była całkowicie jałowa. Są pewne nawyki, przyzwyczajenia będące nieodłącznym elementem ludzkiej kultury. Walka z nimi za pomocą opodatkowania buduje tylko podwaliny pod coraz większe organizacje przestępcze.

- Premier ogłaszając reformy, mówił w swym exposé, że nie będzie świętych krów. Za kryzys zapłacą wszyscy obywatele, w tym mundurowi, rolnicy, nawet księża. A politycy?

- W 2008 roku rząd Estonii zaczął od siebie. Najpierw przyjął obniżenie wynagrodzeń dla wszystkich ministrów i parlamentarzystów, a potem przeszedł już do kolejnych reform. W ten sposób pokazał, że nie chce obciążać wyłącznie obywateli ani sięgać w pierwszej kolejności do ich kieszeni. Pokazał, że przykład powinien iść od góry.

Dr Andrzej Sadowski

Ekonomista. Centrum im. Adama Smitha