"Super Express": - Minister Sikorski w rozmowie z prestiżowym "Foreign Affairs" zaproponował zwolnienie 30 proc. biurokratów i obniżenie pensji reszcie, aby ratować pogrążoną w kryzysie Europę. Sam dobrego przykładu nie daje, bo koszty utrzymania urzędników MSZ od 2008 do 2011 roku wzrosły dwa razy...
Dr Andrzej Sadowski: - Zacznijmy od tego, że ten pomysł ministra nic nie rozwiązuje. Wskazuje raczej na głębokie niezrozumienie funkcjonowania administracji i zasad, na jakich powinno działać państwo. Urzędnicy nie biorą się z powietrza. Ich zatrudnianie wiąże się z podejmowaniem takich, a nie innych decyzji politycznych, a więc ze zwiększaniem kompetencji władzy. Wydaje się coraz więcej przepisów prawa, do przestrzegania i egzekwowania których potrzeba coraz więcej urzędników.
- Samo zwolnienie urzędników to działanie pozorowane?
- Zdecydowanie. Źródłem obfitości kadry urzędniczej jest mnóstwo zbędnych ustaw. Jeżeli więc chce się wprowadzić racjonalną politykę kadrową, trzeba najpierw zadbać o racjonalne prawo, likwidując niepotrzebne przepisy i ustawy. Likwiduje się wtedy kompetencje rozrośniętej biurokracji.
- Walka z biurokracją to pomysł na walkę z kryzysem?
- Biurokracja poddana odpowiedniej kontroli, przestrzegająca prawa i służąca czemukolwiek nie jest wrogiem obywateli i gospodarki. Na razie biurokracja jest formą kwalifikowanego bezrobocia, a pensje większości urzędników wcale nie są zawrotnie wysokie.
- Pomysł z cięciami pensji coś da?
- Urzędnicy powinni być dobrze opłacani, ale za wysokim uposażeniem muszą iść wymagania - przede wszystkim większego zaangażowania w pracę. Dziś urzędnicy nie tylko niewiele robią, lecz także są kiepsko opłacani.
Dr Andrzej Sadowski
Ekonomista, Centrum im. Adama Smitha