Rankiem w sobotę 1 lutego Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało o poderwaniu myśliwców. Ma to związek z kolejnym atakiem Rosji na terenie Ukrainy. Prezydent Wołodymyr Zełenski odniósł się do sprawy.
Z samego Rana Dowództwo Operacyjne poinformowało Polaków o działaniach, jakie zostały podjęte w związku z atakiem Rosji.
- Uwaga, w związku z atakiem Federacji Rosyjskiej wykonującej uderzenia na obiekty znajdujące się między innymi na zachodzie Ukrainy, rozpoczęło się operowanie polskiego i sojuszniczego lotnictwa w naszej przestrzeni powietrznej - poinformowało w sobotę Dowództwo Operacyjne RSZ we wpisie na platformie X.
Dodało, że zgodnie z obowiązującymi procedurami Dowódca Operacyjny RSZ uruchomił wszystkie dostępne siły i środki pozostające w jego dyspozycji, poderwane zostały dyżurne pary myśliwskie, a naziemne systemy obrony powietrznej i rozpoznania radiolokacyjnego osiągnęły stan najwyższej gotowości.
- Podjęte kroki mają na celu zapewnienie bezpieczeństwa na terenach graniczących z zagrożonymi obszarami - wyjaśnił DORSZ. - Dowództwo Operacyjne RSZ monitoruje bieżącą sytuację, a podległe siły i środki pozostają w pełnej gotowości do natychmiastowej reakcji - podkreślono we wpisie.
Wołodymyr Zełenski o ataku
Do rosyjskiego ataku na Telegramie odniósł się Wołodymyr Zełenski. Niestety, nie obyło się bez ofiar.
- Rosyjski atak rakietowy na Odessę, na historyczne centrum miasta. Wstępnie balistyka. Absolutnie celowy atak rosyjskich terrorystów. Na szczęście nie było ofiar. Są ranni, udzielono im pomocy. Wśród osób, które znajdowały się w epicentrum ataku, byli norwescy przedstawiciele dyplomatyczni – napisał.
Rosjanie uderzyli w Odessę w piątek wieczorem. W godzinach nocnych Prokuratura Generalna Ukrainy poinformowała o siedmiu osobach rannych.
- W centralnej części miasta zniszczony został budynek hotelu, powybijane zostały okna i uszkodzone fasady pobliskich budynków i lokali. Obecnie wiadomo, że siedem osób zostało rannych i hospitalizowanych – oświadczyła prokuratura.
Sonda
Czy w roku 2025 wojna na Ukrainie może przejść do historii?
Wieczorny Express - Zembaczynski, Wojcik
Rozwijamy nasz serwis dzięki wyświetlaniu reklam.
Blokując reklamy, nie pozwalasz nam tworzyć wartościowych treści.
Wyłącz AdBlock i odśwież stronę.
Donald Tusk przybędzie do Brukseli w niedzielę późnym popołudniem, dzień przed rozpoczęciem jednodniowego szczytu zaplanowanego na poniedziałek 3 lutego. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez szefa Rady Europejskiej Antonio Costę polski premier "ściśle współpracował" z nim w organizacji szczytu.
Początkowo unijni przywódcy mieli spotkać się w kompleksie Chateau de Limont w okolicach Liege, jednak ostatecznie spotkanie przeniesiono do Palais d'Egmont położonego w samej Brukseli. Zwieńczeniem szczytu ma być zaplanowana na późny wieczór konferencja prasowa.
Fakt, że mimo polskiej prezydencji nieformalny szczyt nie odbywa się w Polsce, wywołał krytykę polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy zarzucali rządowi "odpuszczenie" prezydencji i "oddanie jej" Brukseli. Przedstawiciele rządu wielokrotnie podkreślali jednak, że sama lokalizacja jest kwestią drugorzędną, zaś najważniejsze jest omówienie kluczowych dla Polski spraw, a taką jest właśnie bezpieczeństwo.
W szczycie oprócz przywódców "27" uczestniczyć będzie szef NATO Mark Rutte oraz premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. "To jest o tyle znaczące, że o bezpieczeństwie chcemy rozmawiać także w kontekście współpracy Unii i NATO" - zwracał uwagę w zeszłym tygodniu wiceminister w KPRM Ignacy Niemczycki, referując na posiedzeniu sejmowej komisji ds. UE najważniejsze kwestie, które zostaną omówione na szczycie.
Ze względu na nieformalny charakter szczyt nie zakończy się przyjęciem konkluzji. Przywódcy mają przeprowadzić jednak "przekrojową dyskusją" na temat zwiększenia odpowiedzialności Europy za jej bezpieczeństwo.
"Intencją przewodniczącego Rady Europejskiej jest określenie kierunków w trzech obszarach. Po pierwsze chodzi o wyznaczenie obszarów, w których unijne państwa członkowskie chcą rozwijać współpracę wojskową, po drugie - o gotowość państw do zwiększenia finansowania obronności, po trzecie - o możliwość pogłębiania partnerstw. Z uwagi na obecność gości możemy sobie powiedzieć, że chodzi przed wszystkim o relacje Unia-NATO oraz Unia-Zjednoczone Królestwo" - zapowiadał Niemczycki.
Jak wskazał, celem Polski jest zachęcenie wszystkich państw członkowskich do wydatkowania na obronność min. 2 proc. PKB, a optymalnie - 3 proc. "Wiecie państwo, że te postępy są widoczne, lecz nie u wszystkich, a skala i tempo tej poprawy nie zawsze są adekwatne do skali zagrożeń" - powiedział wiceminister.
Problemy z osiągnięciem progu 2 proc. PKB na obronność mają m.in. kraje południowej Europy - Włochy, Portugalia i Hiszpania. W tym tygodniu hiszpański premier Pedro Sanchez mówił o zamiarze osiągnięcia rekomendowanego przez NATO progu do 2029 r. Niemcom, którzy do niedawna również znajdowali się pod progiem, udało się go osiągnąć po raz pierwszy w 2024 r.
Presja na to, by zwiększać wydatki na obronność, wynika nie tylko z toczącej się wojny w Ukrainie, ale również ze zmiany na stanowisku prezydenta USA - Donald Trump jeszcze jako prezydent elekt wysunął bowiem żądanie, by państwa NATO zwiększyły wydatki na zbrojenia z obecnych 2 do 5 proc. PKB.
Polsce, która od początku stycznia do końca czerwca tego roku przewodzi pracom w Radzie Unii Europejskiej, zależy również na tym, by unijne środki współfinansowały powstającą na jej wschodniej granicy Tarczę Wschód. Rząd argumentuje, że skoro system umocnień powstaje na granicy będącej zewnętrzną granicą Unii, to Polska nie powinna finansować go samodzielnie. Nie jest jednak spodziewane, by decyzja w tej sprawie miała zapaść na lutowym szczycie.