"Super Express": - Erika Steinbach zwiodła tych, którzy oczekiwali prowokacji z jej strony w czasie wizyty w Polsce?
Dorota Arciszewska-Mielewczyk: - Nie można się było spodziewać, że będzie urządzać tu ekscesy czy zaskoczy nas kontrowersyjnymi wypowiedziami. Liczyła na to, że to nam puszczą nerwy i będzie mogła przedstawić Polaków jako osoby niezrównoważone. Zresztą cała wizyta była pokazem jej cynizmu. Odmówiła przecież złożenia kwiatów na grobach polskich żołnierzy, którzy zostali zamordowani przez niemieckich żołnierzy w czasie II wojny światowej. Skupiła się tylko na miejscach, w których ginęli Niemcy.
Przeczytaj koniecznie: Erich Später: Steinbach nie jest mile widziana
- Może jest tak, że w Niemczech może mówić różne niedorzeczności, ale jednak będąc w Polsce uważała na słowa, gdyż mógłby z nich wyniknąć międzynarodowy skandal?
- Musimy patrzeć na to, co mówi pani Steinbach całościowo, a nie zwracać uwagę na jej wypowiedzi w Polsce. Najważniejsze jest to, co można usłyszeć z jej ust w czasie zamkniętych spotkań. A nie przebiera wtedy w słowach. Oskarża Polaków o zbrodnie przeciwko ludzkości, stawia nas w roli inspiratorów II wojny światowej, którą mieliśmy wykorzystać jako pretekst do wypędzeń Niemców. To wytrawna polityka w wykonaniu szefowej Związku Wypędzonych.
- Jej wizyta nosiła znamiona oficjalnej - przyjechała jako przedstawicielka Bundestagu. Czemu niemiecki rząd uznał, że warto, by w tej roli przyjechała do Polski?
- To element większej gry. Z jednej strony rząd się od niej odcina i twierdzi, że jej działalność nie jest oficjalnym stanowiskiem państwa niemieckiego. Za chwilę podaje się jednak jej rękę, bo stoi za nią milionowy elektorat. Rząd nie może powiedzieć niektórych rzeczy, ale robi to za niego Erika Steinbach, która dostaje pokaźne fundusze na swoją działalność.
- Pani Steinbach jak ognia unikała polskich mediów. Słyszeliśmy tylko jej zdawkowe wypowiedzi. Bała się trudnych pytań?
- Była to wizyta obliczona głównie na efekt w Niemczech. Steinbach żyje z tego, że mówi się o niej w mediach, a tych niemieckich wraz z nią pojawiło się w Polsce mnóstwo. Będzie się teraz mogła przedstawiać, że przyjechała do Polski z przesłaniem pojednania, a spotkała się z niechęcią i bojkotem polskich nacjonalistów. A za nacjonalistów uznaje rodziny piaśnickie czy wysiedlonych z Gdyni Polaków. Swoimi wypowiedziami obraża wszystkich tych, którzy przeżyli koszmar II wojny światowej.
- Pani była jedną z orędowniczek bojkotu wizyty Eriki Steinbach. Może warto, żeby w ogóle zamknąć temat tej pani i zgodnie z zasadą "ciszej nad tą trumną" przestać reagować na jej prowokacje?
- Bojkot w tej sprawie był potrzebny, bo jak już mówiłam, ona chciała sprowokować naszą reakcję. Jednak musimy reagować na skandaliczne wypowiedzi tej pani. Musimy użyć takich instrumentów, jak rozmowy na szczeblu rządowym czy nawet noty dyplomatyczne. Potrzebna jest zdecydowana reakcja. Fakt, że wcześniej jej zabrakło, doprowadził do sytuacji, w której to Niemcy zaczynają czuć się ofiarami II wojny światowej, a nie narodem, który do niej doprowadził.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk
Prezes Powiernictwa Polskiego