Co prawda leciutko chwiał się i spoglądał półprzytomnie w nieodgadnioną dal, siedząc w poselskiej ławie, ale może dopadła go po prostu zaduma. Napisanie tego, co każdy mógł zobaczyć w telewizji (czyli, że Dorn był po prostu pijany w pracy), może się skończyć źle w sądzie. Kto wie, jak sąd coś takiego oceni. Przecież dowodów nie ma.
Przeczytaj koniecznie: Dorn na pytanie czy był pijany: Mój Boże! Czegóż to dziennikarze nie wymyślą. Zachowują się „nałaźliwie”
Dorna nie przebadano, a domniemanie niewinności może sądowi przysłonić komiczną walkę trzeciego bliźniaka z kablami kamerzystów (jeśli ktoś nie widział, to polecam - coś jak gimnastyka ze skakanką dla lekko otyłych). Przecież Dorn nie bełkotał, bo w ogóle nic nie powiedział, żeby się nie wydało, że biedny chłop bełkocze. Pamiętajmy, że Ludwik, któremu zdaje się brakować pieniędzy (chciał obniżenia alimentów), potrafi biegać po sądach i szukać tam należnych za krzywdy i naruszenie dóbr osobistych rekompensat. Jak mu się zachce, wysmaży przeciw dziennikarzom pozew i może wygrać.
Leć więc Dornie do sądu! Leć! Znasz przecież powietrzną drogę, "Super Express" pozywałeś już z powodzeniem parę razy. To, że sądy każą nam Cię przepraszać, nie zmieni jednak faktu: odrobinkę jesteś Panie Dorn żałosny... Ciekawe, czy PiS dalej będzie chciał Cię na swoich listach, ciekawe, czy wyborcy pochwalą przy urnie Twoje ekscesy... Ale zostawmy to chwilowo. Teraz do sądu, Dornie, do sądu! Tam są pieniądze!