Pod datą 24 listopada 2016 roku napisał: "Właśnie skończyłem moją trzecią lekcję francuskiego. Jak się mieszka w Brukseli, powinno się znać chociaż jego podstawy, ale sprawa wydaje mi się beznadziejna. W pracy wystarczy angielski, czasu wolnego praktycznie nie ma, a francuski wydaje mi się najtrudniejszym językiem świata. Nie wiem jak długo wytrwam w tym chyba zbyt ambitnym postanowieniu". W dalszej części wpisu Donald Tusk przyznaje się, że nigdy nie był orłem w tej dziedzinie nauki. "Nie mam serca do języków obcych. Dwanaście lat obowiązkowej nauki rosyjskiego w szkole i na studiach poszło właściwie na marne, sześć lat wkuwania łaciny też. Mój niemiecki jest bardzo podstawowy i dość koślawy, więc skupiam się na angielskim. Dzięki wysiłkom Beaty jakoś daję radę, ale Szekspira w oryginale czytał nie będę" – stwierdził były premier.
We wcześniejszym wpisie Donald Tusk napisał o swojej katorżniczej nauce języka angielskiego. "Długo będę pamiętał moje pierwsze wystąpienie tuż po wyborze, jeszcze w sierpniu 2014 roku. W samolocie mówię Grasiowi, że nie chcę mówić po angielsku do dziennikarzy, bo wciąż się boję, że zrobię jakiś głupi błąd. I że będę mówił po polsku. W odpowiedzi usłyszał: "To powiedz po angielsku jakieś jedno zdanie chociaż, żeby nie było od początku złego wrażenia, coś śmiesznego, co rozładuje atmosferę i zamknie jakoś sprawę. Na przykład: "I can promise that I will polish my English". Obiecuję, że wypoleruję mój angielski. Tak zrobiłem. Zadziałało. Donald Tusk poinformował też, kto był jego nauczycielem. "Przed spotkaniem obowiązkowa godzina z Beatą, czyli szlifowanie angielskiego. To ona przez ostatnie trzy miesiące katowała mnie dziesięć godzin dziennie. Jest świetną tłumaczką i nauczycielką, bez niej byłaby katastrofa – przyznał były premier.