Łukasz Warzecha SE.pl

i

Autor: Fotomontaż SE

Donald sprzed lat

2014-07-11 4:00

Wzruszyłem się, słuchając Donalda Tuska, tłumaczącego narodowi, dlaczego jego rząd to dobry rząd i nie powinien zostać zdymisjonowany. Wzruszyłem się, bo przypomniałem sobie przemówienia chyba tego samego polityka sprzed wielu lat. Piszę "chyba tego samego", bo nigdy nic nie wiadomo. Człowiek niby wygląda identycznie (no, prawie, w końcu trochę się postarzał), ale mówi już całkiem coś innego. Albo jeszcze inaczej: w ogóle nie mówi o tym, o czym mówił kiedyś.

Domyślam się, że wielu z Państwa - naszych czytelników - macha ręką ze zniecierpliwieniem na wielką politykę: nagrania, kłótnie, wota zaufania albo nieufności. I to jest całkowicie zrozumiałe. Ale to, co nas dotyczy bezpośrednio, to już całkiem inna historia. Tak się składa, że miałem ostatnio do załatwienia dużo zwykłych, życiowch spraw. Przy tej okazji przypomniało mi się na przykład, że pan premier obiecywał zniesienie absurdalnego, odziedziczonego po komunie obowiązku meldunkowego. Gdyby go nie było, nie musiałbym jeździć do innego miasta w celu zarejestrowania samochodu.
Z ciekawości postanowiłem sprawdzić, jak rejestruje się samochody w Wielkiej Brytanii. W tym celu wszedłem na strony brytyjskiego rządu. Tak, tego rządu, którego premierem jest David Cameron. Ten sam Cameron którego - jak wiemy z jednej z rozmów u Sowy - pan premier tak bajecznie ochrzanił przez telefon, o czym z dziecięcym podnieceniem opowiadał szefowi Orlenu Paweł Graś. Otóż informacja o rejestracji nowego pojazdu w Zjednoczonym Królestwie sprowadza się do jednego zdania. Cytuję: "Jeśli nabywają państwo nowy pojazd, zwykle dealer wykona za państwa wszystkie czynności związane z jego rejestracją". Jeśli zaś kupujemy samochód używany, sprzedający i kupujący składają kilka podpisów na formularzu, który jest w papierach auta, wypełniają kilka rubryk i wysyłają to do centralnej ewidencji pojazdów. Po dwóch tygodniach nowy właściciel dostaje pocztą świeży certyfikat zaświadczający, że samochód o danej rejestracji należy do niego. Wszystko.
W Polsce dealer, choćby bardzo chciał, nie może zarejestrować pojazdu za nas, bo w naszym absurdalnym systemie rejestracja jest powiązana z właścicielem, a nie z autem. Musimy wziąć papiery, pojechać do urzędu, odstać swoje i zapłacić 180 zł. Jak łatwo policzyć, wystarczy dziesięć osób rejestrujących samochody i Radosław Sikorski może już zjeść z kumplami jeden luksusowy obiad z dobrym winem.
Państwo premiera Camerona, którego telefonicznie zrugało nasze Słońce Peru, jest zbudowane na założeniu, że obywatelowi ma być wygodnie. Nasze państwo, które przeżywa podobno swój złoty wiek, jest zbudowane na założeniu nieco innym: wygodnie ma być urzędnikowi, a każdy obywatel to potencjalny złodziej i malwersant, więc należy mu życie utrudnić i dokładnie go kontrolować. No, chyba że ten obywatel jest wielkim międzynarodowym biznesmenem albo przynajmniej kumplem ministrów czy też byłym członkiem rządu. O aktualnym ministrze nawet nie mówiąc.
Pamiętam, jak premier Tusk obiecywał to zmienić - jego pierwsze expose jest dziś arcyciekawą lekturą. Tylko mu jakoś nie za bardzo wyszło. A właściwie wyszło mu, tylko w drugą stronę. I to jest być może zarzut o niebo poważniejszy niż wszystko, co można by wycisnąć z nagrań - tych już znanych i tych jeszcze nieznanych.