„Super Express”: - Powiedział pan kiedyś, po jednym z poprzednich zamachów we Francji, że terroryści są dużo słabsi niż mieszkańcom Zachodu się wydaje. Po śmierci niemal 100 osób w Nicei możemy nadal tak uważać?
Dominique Moisi: - Wbrew pozorom tak, podtrzymuję to zdanie. Są słabsi niż wielu nam się wydaje. I im są słabsi, tym częściej będą używali właśnie tego typu ataków. To bardzo znamienne, że nie była to jakaś bardzo skomplikowana akcja, ale z tego co dziś wiemy jeden człowiek w ciężarówce. Zabił niemal 100 osób, ale używając prostych środków.
- Nie chcę być złym prorokiem, ale może na te bardziej wyrafinowane przyjdzie jeszcze czas?
- Tego nie wiemy. Wiemy jednak, że terroryści są coraz bardziej zdeterminowani, bo tzw. Państwo Islamskie traci w Syrii grunt pod nogami. Cała ta idea kalifatu powoli się kończy. I rezultatem jest próba ataków terrorystycznych takich jak ten.
- Francja lubiła uchodzić za symbol wolności, demokracji, swobód...
- Jak to lubiła?! Nadal lubi i mam nadzieję, że uchodzi.
- Bo ja wiem? Zastanawiam się, czy będzie w stanie funkcjonować inaczej, niż z nieustannym wprowadzaniem stanu wyjątkowego. Francja jako „Wolność, Równość i Stan Wyjątkowy”.
- Nie sądzę. Jako Francuzi uważamy, że jesteśmy celem tych ataków terrorystycznych w większej części właśnie dlatego, że jesteśmy symbolem wolności. I to jest coś, co dodatkowo irytuje terrorystów. Powodów tego, że jesteśmy celem jest jednak więcej. Także to, co robimy w polityce międzynarodowej. Francja interweniuje w Syrii i Iraku, a także w Afryce przeciwko terrorystom.
- Mam wrażenie, że jest dość ważny element, leżący w samej Francji...
- Chodzi panu o dużą społeczność muzułmańską.
- Tak. Bardzo częste są głosy i muszę przyznać, że trudno się z nimi nie zgodzić, że Francja, wiele kolejnych rządów, same stworzyły ten problem. Kompletny brak pomysłu co robić z dziećmi i wnukami imigrantów z krajów muzułmańskich, spychanie ich do tych osiedli-sypialni dookoła miast, w których nie ma pracy, ale co pewien czas wypłaca się zasiłek na odczepnego...
- To wszystko prawda. Tyle, że te próby integrowania mniejszości muzułmańskiej nie powiodły się nie tylko we Francji. Nie jesteśmy z tym problemem sami w Europie, większość krajów poniosła porażkę. Były ataki terrorystyczne w Wielkiej Brytanii, a nawet Hiszpanii. Francja jest oczywiście z wielu powodów na pierwszej linii frontu, ale nie chodzi wyłącznie o to, o czym pan wspomniał. Musimy pamiętać jak silnie rzutuje na dzisiejsze czasy przeszłość Francji wynikająca z kolonializmu, wojny algierskiej i wielu podobnych ciężarów przeszłości.
- Mieszkałem przez kilka lat w Belgii, w tym długi czas w dzielnicy arabskiej. Zamieszkują ją wcale nie imigranci, ale ludzie będący drugą, a nawet trzecią generacją urodzoną już w Europie. I często uważają państwo w którym żyją za obce, a nawet wrogie. Wiem, że we Francji jest to jeszcze większy problem. Nie dziwi mnie, że jest to świetna pożywka dla terroryzmu. Przyznam, że patrzę na współczesnych polityków i nie widzę, by którykolwiek miał jakikolwiek pomysł co z tym zrobić.
- To prawda, to olbrzymi problem, na który na razie nie ma odpowiedzi. Problem dodatkowo pogłębiony przez ostatni kryzys ekonomiczny, który dodatkowo wpływa na pogłębienie tych podziałów, rozwarstwienie różnic. We Francji to trochę sytuacja porównywalna z tym, co działo się w Izraelu przy okazji generacji związanej z palestyńską Intifadą. Tyle, że przecież my w Europie nie zbudujemy muru, którym oddzielimy się od muzułmanów!
- Mam takie przekonanie, że za powodzeniem Brexitu w dużej części stoją problemy z zagrożeniem terrorystycznym, niezależnie od tego, czy Brexit w tym cokolwiek pomoże. Nie obawia się pan, że ta łatwa powtarzalność tych zamachów doprowadzi do kolejnych exitów z Unii Europejskiej?
- Takie zagrożenie jest realne. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że na końcu całe to Państwo Islamskie i inni radykałowie poniosą klęskę, gdyż naprawdę są dużo słabsi niż ich powszechny odbiór. Przecież podejście mieszkańców Europy do wolności, do swobód demokratycznych, ich światopogląd nie zmieni się tylko dlatego, że ktoś dokonał zamachu. To bezsensowna działalność, skazana na porażkę, ale do pewnego momentu będzie politycznie bardzo szkodliwa. I kiedy przychodzi do zajmowania się terroryzmem nie jest to takie proste działanie, w którym 1 plus 1 daje zawsze 2. Niekiedy to będzie 4, niekiedy 5. Na pewno odpowiedzią nie będzie żadna „globalna wojna z terroryzmem”, jak w przypadku George'a Busha, zwłaszcza ze słabnącym przeciwnikiem. Wielu ludzi chce jednak prostych odpowiedzi.
- I zestawiają proste odpowiedzi Marine Le Pen i Frontu Narodowego, z odpowiedziami Francoisa Hollande'a, który umówmy się, jest w oczach wyborców... Powiedzmy, że gdy go słucham mówiącego o tym, że wygra z terrorystami, to nie czuję się przekonany.
- Rozwój sytuacji zależy od tego, jak potoczy się najbliższa przyszłość przed wyborami prezydenckimi. Jeżeli dojdzie do powtórek zamachów takich jak ten, albo te niedawne z Paryża, to politycznie może nas czekać zmiana. Choć w dniu dzisiejszym jestem jeszcze pewien, że prezydentura jest poza zasięgiem Marine Le Pen.
Czytaj też: Zbigniew Boniek po zamachach w Nicei: Robienie z Europy Eurabi mnie w.....a