Dominik Kolorz

i

Autor: Katarzyna Zaremba

Dominik Kolorz: Polacy nie chcą pracować do śmierci

2013-09-13 4:00

O co walczą związkowcy i czy wierzą, że rząd spełni ich postulaty?

"Super Express": - Kilkudniowe protesty związkowców dla wielu mediów to najazd barbarzyńców. Z kolei warszawiacy narzekają, że zablokowaliście im miasto. Jak by pan przekonał mieszkańców stolicy do tego, że warto przecierpieć utrudnienia, a nawet przyłączyć się do was?

Dominik Kolorz: - Z warszawiakami mamy na pewno jeden wspólny postulat - ten o zmianie ustawy o referendach. Oprócz postulatów pracowniczych to dla nas jedna z najważniejszych spraw. Przecież także warszawiacy składali podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie podniesienia wieku emerytalnego czy sześciolatków w szkołach, które koalicja odrzuciła. Wydaje mi się, że także w Warszawie ludzie chcą się upodmiotowić jako obywatele, a nie raz na cztery lata być mięsem armatnim dla polityków.

- Społeczeństwo jest po waszej stronie?

- Wydaje mi się, że szczególnie ci, którzy są na "śmieciówkach", wiedzą, o co walczymy. Być może nie wszyscy w stolicy wiedzą, jak naprawdę żyje się w Polsce. Chociaż i tu inaczej żyje się białym kołnierzykom, a inaczej tym warszawiakom, którzy pracują fizycznie. Więc i w Warszawie czuje się, że żyje się nie najlepiej. Dlatego zapraszamy, żeby wyrazić razem z nami swoje niezadowolenie.

Patrz też: Ruszyli obalić rząd Tuska: Demonstracje związkowców w Warszawie

- A jaka jest szansa na to, że postulaty, z którymi przyjechaliście do Warszawy, zostaną spełnione?

- Musimy wrócić do kwestii referendum. O ile jeszcze umowy śmieciowe czy ustawę o przemyśle energochłonnym można załatwić, to już np. sprawę wieku emerytalnego, która wydaje się pozamiatana, uda się odwrócić, kiedy spełni się postulat o referendach. To da szansę Polakom wypowiedzieć się, czy chcą pracować do śmierci, czy nie.

- Trwające demonstracje to nawiązanie do ruchów oburzonych, które przelały się przez Europę i USA. Biorąc pod uwagę zagraniczne doświadczenia - setki tysięcy ludzi na ulicach z różnych warstw społecznych i brak postulowanych zmian - wierzy pan, że w Polsce będzie inaczej?

- Głęboko w to wierzę. Zwróćmy jednak uwagę, że masowe protesty we Francji w kwestii wieku emerytalnego sprawiły, że go nie podniesiono. Pamiętajmy też, że to Solidarności Polacy zawdzięczają wspólne rozliczanie małżonków. To po naszych protestach w 1993, 1994 i 1998 roku spisano porozumienie i ustawowo je wprowadzono, choć rządzący tego nie chcieli.

- Tyle że to nie lata 90. czy nawet rok 2005, kiedy masowymi protestami górnikom udało się zachować przywileje emerytalne. Od tamtej pory rządzący za nic mają wasze postulaty. Wasza siła rażenia nie jest już ta co kiedyś.

- Uważam, że szczególnie po ostatnich miesiącach ta siła jest coraz większa. Choć jeszcze nie ma efektów w skali ogólnopolskiej, to przypomnę marcowy strajk generalny na Śląsku. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów wzięło w nim udział 80 tys. ludzi. Dzięki temu udało się załatwić kilka rzeczy, choćby sprawę odwróconego VAT-u na stal, który był źródłem różnych przekrętów.

- Zaprawieni w bojach związkowcy to chyba ostatnia grupa, która chce jeszcze walczyć o lepsze warunki pracy. Młodzi się do tej walki nie palą, choć wydawałoby się, że powinni być waszymi sprzymierzeńcami. Czy bez nich wasze protesty nie będą wywierały na rządzących odpowiedniej presji?

- Są trochę produktem systemu, który jest na rękę, by człowiek żył jako jednostka i pilnował tylko swojego interesu. To się trochę jednak zmienia, bo młodzi zaczynają dostrzegać, jak wygląda ich sytuacja. Młodzi są już z nami. Byli na naszych demonstracjach. Liczymy, że dołączą do nas zwykli Polacy, których jest najwięcej i którzy mają wiele powodów, żeby nie zgadzać się na tę rzeczywistość, w której żyjemy.

Dominik Kolorz

Przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności