Oto Mirosław "Miro" Drzewiecki nie stawia się wczoraj przed komisją, bo go boli gardło. Tak bardzo mu dokucza, że zaatakowało nogi i nie może przyjść sam powiedzieć, tylko wysyła gońca. Właściwie to nie żadnego gońca, tylko przewodniczącego komisji Mirosława Sekułę (też z PO). Sekuła mówi z kolei, że pisemko od "Mira" dostał od Sebastiana Karpiniuka, a Karpiniuk, że dostał je już dzień wcześniej od "Mira", ale nikomu nie dawał, bo nie chciał... przeszkadzać komisji. To pismo to nie żadne zwolnienie lekarskie, tylko takie pismo sobie napisane. Czy przez "Mira" napisane? Może tak, a może nie, bo "Miro" jest nieobecny, więc nie można dopytać.
Z powodu tej dziecinady utrudniającej pracę komisji denerwuje się kilku posłów. Ci z Platformy mają silniejsze nerwy i się nie denerwują. Beata Kempa (PiS) pyta nawet przewodniczącego Sekułę, czy pismo od "Mira" dostał w najsłynniejszej od tygodnia polskiej kawiarni "Pędzący Królik". Przewodniczący Sekuła mówi, że nie.
Otóż mam nieodparte wrażenie, że królik pędzi jakoś panicznie i chaotycznie. I nie wie, dokąd pędzi i po co. I że ten królik jest coraz bardziej przerażony, tak jakby jego celem była już tylko ucieczka. A tu stoi Arłukowicz i przez te zębiska cedzi: "Dopadnę cię". Jak Państwo sądzą, jak skończy się ta gonitwa?