„Super Express”: – Przy okazji wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w USA szczególnie głośno stało się o krześle, którego zabrakło dla polskiego prezydenta. Donald Trump siedział, Duda stał. Wpadka polskiej dyplomacji, otoczenia Trumpa, czy burza w szklance wody?
Grzegorz Długi: – Połączenie wszystkich tych trzech elementów. Po pierwsze, było to bardzo niefortunne. Ale najbardziej niefortunne to, że prezydent Trump umieścił zdjęcie na swoim Twitterze. Kto o tym decydował, nie wiemy. Zapewne ktoś z otoczenia prezydenta USA. Nie wiemy co było potem. Może są sytuacje, w których panowie się zamienili i usiadł polski prezydent, a wstał Trump? W gruncie rzeczy nieistotne. Żyjemy w erze internetu, memów. To zdjęcie siłą rzeczy będzie już teraz wykorzystywane. Do końca kariery politycznej prezydenta Andrzeja Dudy będzie mu to wypominane.
– Czyli jednak zawinili Amerykanie?
– Nie do końca. Polski protokół dyplomatyczny powinien za to brać odpowiedzialność i reagować. W protokole dyplomatycznym często się zdarza, że siedzi tylko jeden z polityków, który podpisuje dokument. Później zamieniają się miejscami. Na tym zdjęciu wygląda to niestety tak, jakby nasz prezydent podpisywał dokument w tym samym czasie, w którym robi to Donald Trump. I to jest wpadka.
– Oprócz sprawy wizerunkowej, coś powinno nas w tym przejmować?
– Polityczne znaczenie tej sprawy jest na pewno minimalne. Wizerunek głowy państwa i kraju to jednak też polityka. I tu wygląda to źle. Nie rozumiem jednak po co polska strona to podgrzewa. To błąd. Aż mi żal prezydenta, bo tę sprawę ciągną zarówno jego przyjaciele, jak i wrogowie.
- Właśnie… Mam wrażenie, że politycy z obozu rządzącego wręcz to nagłaśniają. Minister Spraw Zagranicznych Jacek Czaputowicz mówi, że istotne jest to, że prezydenta Polski w ogóle dopuszczono do biurka. Minister Krzysztof Szczerski z Kancelarii Prezydenta żartował, że „tyle razu prezydentowi zarzucano, że będzie siedzieć, więc teraz wolał stać”.
– Wolę traktować wypowiedzi zarówno ministra Czaputowicza, jak i ministra Szczerskiego jako wystąpienia humorystyczne. Jednak zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby panowie ministrowie pytani o sprawę odpowiadali „przejdźmy do poważnych spraw” bądź „zajmijmy się czymś ważnym”. To co zrobili to właśnie podgrzewanie tematu, a nie łagodzenie sytuacji.
– Był pan konsulem w Chicago i Waszyngtonie. W czasie pańskiej kariery w dyplomacji zdarzały się takie spotkania i wpadki?
– Bywało różnie. Normą było jednak to, że dwóch polityków podpisywało dokumenty siedząc. Ewentualnie jak wspomniałem, podpisywano siedząc na przemian. To były jednak inne czasy, nie było Internetu, takie rzeczy nie wyciekały natychmiast. Niezależnie od tego jak wyglądało spotkanie Trump-Duda, problemem stała się publikacja zdjęcia i jeszcze większym niefortunne próby tłumaczenia się z tej sytuacji. Wiele rzeczy w polityce można pominąć milczeniem. Zwłaszcza, jeżeli nawaliły solidarnie polska i amerykańska obsługa dyplomatyczna.
– Powinny być za to wyciągnięte jakieś konsekwencje?
– Być może jakaś głowa powinna za to polecieć... Ale czy tak się stanie? Tego nie musimy nawet wiedzieć. Niebawem, czego najbardziej się obawiam, zapomnimy po co była ta wizyta w USA. A przecież była ważna! Tymczasem będziemy mówić tylko o tym nieszczęsnym fotelu. A fotel nie powinien być w ogóle elementem polityki polsko-amerykańskiej.