Polska jest szóstą gospodarką Unii Europejskiej i dwudziestą gospodarką świata. Mimo takiego potencjału wciąż pozostaje bierna wobec chińskich inwestycji, transferu technologii i możliwości ekspansji na rynek Państwa Środka czy inne rynki Dalekiego Wschodu. Dlaczego nie wykorzystujemy szansy, która może zadecydować o naszym przyszłym miejscu w globalnej gospodarce?
– Spójrzmy na mapę z perspektywy południka 180 stopni – wtedy widać, że Europa to tylko wyrostek Azji. Jej dominacja dawno się skończyła. Polska, choć szósta gospodarka UE, ma eksport do Chin 17 razy mniejszy niż import. To pokazuje, jak bardzo potrzebujemy zmiany w naszej polityce otwarcia na inwestycje – mówi Andrzej Szumowski, dyrektor Biura Współpracy z Zagranicą w Krajowej Izbie Gospodarczej.
Zdaniem Macieja Ptaszyńskiego, prezesa Polskiej Izby Handlu, obecne realia niosą ze sobą poważne ryzyka. Najlepiej obrazuje to przykład paneli fotowoltaicznych, kluczowych dla transformacji energetycznej.
– Aż 83 proc. paneli sprowadzanych do Polski pochodzi właśnie z Chin. W kontekście odchodzenia od węgla nie sposób więc ignorować roli azjatyckich rynków. Tymczasem Europa ze swoimi działaniami legislacyjnymi – zarówno na poziomie polskim czy unijnym - zmierza w stronę przeregulowania. Widać to choćby w systemie kaucyjnym czy Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa. Jeżeli pójdziemy za daleko, ograniczymy dostęp dostawców sprzętu elektronicznego do naszego kraju i sprowadzimy na siebie poważne problemy – wyjaśnia.
Ekspert zwracał uwagę na tendencje UE do przeregulowania prawa, a Polski do tzw. gold-platingu, czyli nadmiernego rozszerzania unijnych dyrektyw.
– Ograniczenie dostępu zagranicznym dostawcom sprzętu elektronicznego odbije się na całej gospodarce. Warto pamiętać, że 61 proc. półprzewodników, obwodów drukowanych oraz sprzętu radiowo-telewizyjnego i elektronicznego sprowadzamy z Chin. Zablokowanie tego kanału uderzyłoby również w sektor OZE, podnosząc koszty, obniżając rentowność firm, zmniejszając wpływy podatkowe, a w końcu windując ceny dla konsumentów – wyjaśnia Maciej Ptaszyński.
Prof. Anna Visvizi, kierownik katedry w Zakładzie Międzynarodowej Polityki Ekonomicznej w Szkole Głównej Handlowej zwróciła uwagę na tempo ekspansji Chin.
– W 2019 r. auta elektryczne z Chin miały zaledwie 1 proc. udziału w rynku europejskim, a w 2024 r. już 8 proc., a bez ceł w 2025 r. mogłoby to być nawet 15 proc. – podkreśla, powołując się na analizy Komisji Europejskiej, która realizuje obecnie strategię Open Strategic Autonomy: „open” tam, gdzie wygodnie i „autonomy” tam, gdzie mniej. Z jednej strony stara się chronić rynek, z drugiej – forsuje zasady konkurencji – ocenia prof. Visvizi. Zachęca, by rządzący postawili sobie pytanie: co robimy, by realnie wesprzeć europejski przemysł i zwiększyć jego konkurencyjność? – Jeśli ograniczymy się do działań ochronnych, zawsze ktoś na tym straci – ostrzega ekspertka.
Radosław Pyffel z Instytutu Sobieskiego zwraca z kolei uwagę, że w Polsce brakuje zdolności do porozumienia ponad podziałami.
– Wietnam ma już własne samochody elektryczne, a Polska najpewniej nie doczeka się takiego projektu, bo przez dekadę nie potrafiła podjąć kluczowych decyzji – wskazuje. Jego zdaniem polscy rządzący błędnie zakładają, że wybór Chin jako partnera przesądzi o ich obecności w Europie, podczas gdy Pekin i tak znajdzie inne drogi wejścia na kontynent, bez pośrednictwa Polski.
– Trwa rewolucja technologiczna, geopolityczna i społeczna, a w centrum tych procesów są Chiny i Azja. To ostatni moment na przebudzenie – ostrzega.
Maciej Ptaszyński podkreśla, że inwestorów nie tylko z Chin przyciągają stabilne przepisy, przejrzysty system podatkowy i otwartość rządu wobec biznesu. Tymczasem w Polsce dominuje legislacyjny chaos. Przykład? System kaucyjny – ustawa jeszcze nie zdążyła wejść w życie, a już została znowelizowana.
– W rezultacie sami tworzymy środowisko coraz bardziej skomplikowane i nieprzyjazne biznesowi, także temu spoza Unii – mówi Ptaszyński.
Prezes Polskiej Izby Handlu jako przykład kolejnej nadregulacji wskazuje procedowaną ustawę o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa. Eksperci ostrzegają, że to nadinterpretacja unijnych przepisów, która może jednocześnie uderzyć w kilkanaście branż, skutkując odcięciem Polski od nowych technologii oraz ryzykiem retorsji ze strony państw spoza UE, zwłaszcza Chin.
– To tam dziś rozwój nowych technologii i działalności badawczo-rozwojowej przebiega najszybciej i najbardziej dynamicznie – argumentuje Maciej Ptaszyński. – Podobnie było w przypadku samochodów elektrycznych: po nałożeniu przez UE wyższych ceł na auta z Chin, Pekin przeniósł produkcję części do krajów sprzeciwiających się restrykcjom, a Polska – jeden z liderów w produkcji baterii do hybryd, straciła możliwość ich wytwarzania – podsumowuje.
Zupełnie inną kwestią jest brak polskich produktów i polskich firm w Chinach, na co zwrócił uwagę Andrzej Szumowski z KIG.
– Niedawno zapytano mnie, dlaczego polskie firmy są tak mało aktywne na rynkach pozaeuropejskich. Odpowiedziałem krótko: bo się boją. Strach jest młodszym bratem niewiedzy – jeśli nie wiemy, jak działać na zagranicznych rynkach, powinniśmy korzystać z lokalnych partnerów, którzy pomogą nam się odnaleźć. Chińczycy regularnie przyjeżdżają do Polski, badają rynek powoli i metodycznie, a my musimy nauczyć się patrzeć na ich potrzeby w odpowiedniej skali – podsumowuje Szumowski.
Eksperci wskazują, że szczególny potencjał w Chinach mają polska żywność, meble, gry komputerowe, a także maszyny górnicze czy technologie recyklingu. – Aby ten potencjał wykorzystać, konieczne jest przygotowanie spójnej strategii relacji z Chinami i Azją – nie tylko gospodarczych, ale też politycznych, naukowych i kulturalnych – diagnozuje Szumowski. – Jeśli naprawdę zależy nam na rozwoju, nie powinniśmy zamykać się – ani na poziomie unijnych, ani krajowych regulacji - wobec inwestorów spoza Unii. Większa otwartość na inwestycje po prostu się opłaci.
PARTNEREM MATERIAŁU JEST POLSKA IZBA HANDLU