- Problemy Polski 2050 zaczęły się od jednego spotkania – rozmowa Hołowni z Kaczyńskim uruchomiła polityczny efekt domina.
- Lider nie wytrzymał presji – zamiast walczyć, Hołownia zaczął szukać pracy za granicą. To podcięło skrzydła całej partii.
- Nowe partie mają pod górkę – bez silnych struktur i jasnych idei trudno im przetrwać więcej niż jedną kadencję.
- Historia, którą już znamy – wiele partii zaczynało jak Polska 2050. Większość z nich dziś już nie istnieje.
Dlaczego nowe partie w Polsce nie mają szans? Prof. Rafałowski: Hołownia pogrążył własną formację
„Super Express”: – Lew Tołstoj pisał, że każda szczęśliwa rodzina jest do siebie podobna, a każda nieszczęśliwa – nieszczęśliwa na swój sposób. Patrząc na umierającą Polskę 2050, czy jej agonia jest w jakiś sposób wyjątkowa? Czy może jednak przebiega w przewidywalny, znany z wcześniejszych politycznych upadków, sposób?
Prof. Wojciech Rafałowski: – Nie zgadzam się z tezą postawioną w pytaniu. Uważam, że Polska 2050 jeszcze nie umiera, choć jej przyszłość rzeczywiście jest zagrożona. To nie jest stan beznadziejny, ale z pewnością bardzo ciężki. Partia stoi przed trudnym zadaniem odbudowy swojej reputacji. Tym, co wyróżnia jej problemy na tle innych historii upadków partii politycznych, jest fakt, że ich początkiem było nocne spotkanie Szymona Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim. Od tego momentu wszystko wokół tej partii zaczęło się rozsypywać.
Lider, który sam się wycofuje. Jak Hołownia pogrążył swoją partię
– To lider stał się głównym winowajcą problemów Polski 2050?
– Cóż, sytuacja, w której lider ogłasza, że będzie starał się o pracę za granicą i zostawi partię samą sobie, siłą rzeczy bardzo negatywnie wpływa na morale jej członków i ich chęć do dalszej walki. To trochę tak, jakby generał ogłosił dymisję, bo nie radzi sobie na polu bitwy. Jeśli Szymon Hołownia rzeczywiście szukał planu ewakuacyjnego z polskiej polityki, powinien to robić dyskretnie, a nie w świetle jupiterów. Przed chwilą szukaliśmy pracy dla Andrzeja Dudy, teraz będziemy szukać dla Szymona Hołowni. Nie tak to powinno wyglądać.
– To jest ten wyjątkowy czynnik w erozji poparcia Polski 2050. A czy jest w tej historii coś typowego dla polskiego systemu politycznego?
– Jeśli chcielibyśmy znaleźć systemowe przyczyny problemów Polski 2050, które towarzyszą również innym partiom powstającym bez trwałych struktur, to – moim zdaniem – wynikają one z faktu, że w Polsce wprowadzono budżetowe finansowanie partii politycznych. I proszę mnie źle nie zrozumieć – to rozwiązanie ma ogromne zalety. Dzięki niemu partie nie mogą korzystać z pieniędzy z podejrzanych źródeł – z zagranicy czy od szemranych przedsiębiorców. Ma to jednak i swoją ciemną stronę: aby otrzymać takie finansowanie, trzeba osiągnąć zauważalny wynik wyborczy. Dla ugrupowań już obecnych na scenie politycznej są to środki, które pozwalają im funkcjonować w miarę spokojnie. Partie, które już są w systemie, mają wyraźną przewagę finansową nad tymi, które dopiero próbują się do niego dostać. Mogą bowiem budować struktury, tworzyć tożsamość i emocjonalnie angażować wyborców.
– Próg wejścia dla nowych bytów politycznych jest rzeczywiście bardzo wysoki.
– Tak, by być czymś więcej niż partią sezonową, trzeba stworzyć struktury oraz podstawę identyfikacji danego ugrupowania. Nie jest to jednak coś, co można zbudować z dnia na dzień. W naukach politycznych istnieje typologia nowych partii. Nie wchodząc w teoretyczne szczegóły, warto zwrócić uwagę na pewne przydatne tutaj narzędzia analizy. Otóż niektóre partie wnoszą do polityki nowe postulaty. Na przykład Ruch Palikota wprowadził po stronie lewicy silny antyklerykalizm. Z kolei Partia Razem przedstawiła się jako ugrupowanie, które miało odświeżyć i uczynić bardziej wyrazistymi postulaty lewicy.
– A co nowego wniosła Polska 2050?
– Nie wprowadziła ani nowych, wyrazistych postulatów, które mogłyby być jej znakiem rozpoznawczym, ani nie dodała świeżości żadnej ideologii politycznej. Jedynym elementem, który miała do zaoferowania, był efekt nowości – próba odświeżenia sceny politycznej i pokazania, że polityka może być inna. Na takim postulacie – co pokazuje nie tylko przykład Polski 2050 – można osiągnąć niezły wynik wyborczy, a w niektórych krajach nawet wygrać wybory. Problem polega na tym, że aby przetrwać i rzeczywiście zmieniać politykę, trzeba mieć wynik rzędu 30–40 procent, a nie kilkunastu. Polska 2050 nie potrafiła jako partia koalicyjna porwać swoją działalnością. Jej polityka – często pełna wątpliwości i asekuranctwa – sprowadzała się do „ciepłej wody w kranie”. Owszem, ona jest potrzebna i miła, ale nie stanowi wystarczającego paliwa dla partii, która buduje swoją tożsamość na obietnicy zmiany sceny politycznej.
– Czy dodatkowym problemem, łączącym Polskę 2050 z Ruchem Palikota, Wiosną czy Kukiz’15, nie było to, że te ugrupowania opierały się wyłącznie na osobie charyzmatycznego lidera, którego gwiazda nie może wiecznie świecić, i wraz z jej blaknięciem spada zainteresowanie taką partią?
– Cóż, budowanie partii „od dołu” to przyjemny, ale jednak mit, który dobrze wygląda w przekazie medialnym. Każde ugrupowanie stara się wpisać w ten mit, przekonując, że powstało jako ruch oddolny. Tymczasem nawet tak stare partie jak Demokraci czy Republikanie w Stanach Zjednoczonych tworzyły się jako koalicje elit, które dopiero później mobilizowały poparcie mas. Jedyną partią, która przychodzi mi do głowy jako rzeczywiście utworzona oddolnie, jest brytyjska Partia Pracy. Powstała z lokalnych organizacji robotniczych i w ten sposób wytworzyła struktury w XIX wieku.
Dlaczego nowe partie w Polsce nie mają szans na przetrwanie?
– Trudno szukać takich formacji we współczesnej Polsce.
– Zgadza się. Obie główne partie – PO i PiS – powstały jako secesje elit. Platforma Obywatelska była tratwą ratunkową dla polityków rozpadającego się AWS-u. W przypadku PiS było podobnie. Jednak taki podział elit musi odpowiadać na realne zapotrzebowanie społeczne. To, czy je znajdzie, decyduje o przyszłości partii.
– Czyli nie jest tak, że liderzy są z zasady problemem i przeszkodą w rozwoju nowych ugrupowań?
– Absolutnie nie. Liderzy są bardzo potrzebni, szczególnie na początku. Przypomnijmy, że jednym ze źródeł sukcesu PiS były osiągnięcia ministra spraw wewnętrznych Lecha Kaczyńskiego, który swoją osobistą popularność potrafił przekuć w potencjał polityczny partii. Wynik wyborczy Andrzeja Olechowskiego stał się podstawą dla PO.
Co dalej z Polską 2050? Przetrwanie albo polityczny koniec
– Pana zdaniem, gdzie ostatecznie skończy Polska 2050? Podzieli los wcześniejszych bytów politycznych, które jak kometa przeleciały przez polską scenę i skończyły jako część PO – jak wiele innych, które nie trafiły do PiS?
– Ostatecznie dla Polski 2050 lepiej, że znajduje się po tej stronie sceny politycznej, gdzie – nawet jeśli mniejsze partie są wchłaniane przez PO – to często zachowują swoją elementarną tożsamość i stają się jedną z frakcji w ramach Koalicji Obywatelskiej. PiS, wchłaniając inne partie, doprowadza do ich całkowitego rozmycia – ich członkowie dołączają po prostu do istniejących frakcji wewnątrz partii. Zanim jednak dojdzie do jakiegokolwiek wchłonięcia, z pewnością będziemy obserwować próby reanimacji Polski 2050 i budowania sobie przestrzeni w koalicji, która pozwoli zachować przynajmniej pozory samodzielności. Przykład Nowej Lewicy, która mimo obecności w koalicji nie stoi nad polityczną przepaścią, pokazuje, że jest to możliwe. Osoba, która zastąpi Szymona Hołownię na stanowisku lidera ugrupowania, ostatecznie zostanie albo przywódcą partii, która przetrwała egzystencjalny kryzys, albo syndykiem masy upadłościowej. Życie pokazuje, że ten drugi scenariusz nie musi wcale być taki zły.
Rozmawiał Tomasz Walczak