Donald Trump ciągle nie wie, co zrobić z Rosją
„Super Express”: - W przemówieniu inauguracyjnym Donald Trump zapowiedział, że będzie prezydentem niosącym światu pokój. Ukrainy nie wymienił, ale wiadomo, że chce zakończyć trwającą tam wojnę. Putin jednak nie zamierza cofać się ani o krok i przekonuje, że jedynie całkowita kapitulacja Ukrainy zakończy tę wojnę. Myśli pan, że Trump byłby na to gotów?
Wojciech Konończuk: - Wydaje się, że Donald Trump i jego otoczenie ciągle nie wiedzą, jak będzie wyglądać polityka wobec wojny i wobec Rosji. U samego Trumpa i wśród jego ludzi jest przekonanie, że rozmowy są konieczne i że z Rosją się można dogadać. Kreml wysyła bardzo wyraźne sygnały o swoich warunkach brzegowych. Są one oczywiście nie do przyjęcia dla Kijowa i myślę, że będą nie do przyjęcia także dla administracji Trumpa.
Zgoda na warunki Putina byłaby kapitulacją amerykańskiej polityki
- Nie będzie pokoju za wszelką cenę?
- Rosji chodzi o to, żeby Ukraina była krajem pod pełną kontrolą rosyjską i chce wywrócić architekturę bezpieczeństwa w Europie Środkowej, czyli także na wschodniej flance NATO. Gdyby teoretycznie Trump chciał przyjąć warunki Putina, oznaczałoby to kapitulację polityki amerykańskiej wobec niego. Byłoby to również prestiżowe uderzenie w wizerunek Stanów Zjednoczonych i samego prezydenta Trumpa.
- Bardzo wiele osób wyjątkowo pokłada nadzieję w ego Donalda Trumpa i tendencji Władimira Putina do przelicytowania. Putin będzie chciał za dużo, a Trump nie będzie chciał wyjść na przegranego?
- Oczywiście Putin może przelicytować. Proponuje maksymalistyczne warunki, z których zapewne będzie trochę schodził. Natomiast myślę, że to, czego chce Putin, administracja Trumpa nie będzie mu chciała dać. Wypowiedzi różnych ludzi nowego prezydenta z ostatnich tygodni dość wyraźnie wskazują, że potrzebne jest wstrzymanie ognia wzdłuż obecnej linii rozgraniczenia. To oznaczałoby de facto oddanie Rosji kontroli nad terenami, które obecnie zajmują. Wołodymyr Zełenski mówił publicznie, że byłby się skłonny na to zgodzić. Problem jest jednak taki, że dla Rosji jest to zdecydowanie za mało.
Trump zrozumie, że Rosja jest częścią problemu chińskiego
- Wydaje się, że jeśli chodzi o Putina, nie bardzo może pozwolić na jakieś poważne ustępstwa wobec Ameryki. W końcu Ukraina to dla niego być albo nie być.
- Oczywiście dla administracji amerykańskiej najważniejsze będą Chiny czy Iran. Natomiast myślę, że w pewnym momencie ludzie Trumpa zrozumieją, że Rosja jest nie tylko problemem samym w sobie, ale też częścią problemu chińskiego. Sądzę, że w tę stronę powinna iść argumentacji ze strony Warszawy, Kijowa i innych stolic. Powinniśmy przypominać administracji Trumpa, że Rosja jest w stanie prowadzić dzisiaj wojnę w dużym stopniu dzięki Chinom. I jeśli Rosjanie mieliby dostać to, co czego chcą, czy choćby część, oznacza to wzmocnienie Chin. W tym sensie mamy tutaj naczynia połączone między teatrem wschodnioeuropejskim a indopacyficznym. Im szybciej nowa administracja to zrozumie, tym lepiej i dla Ukrainy i dla Europy.
- Na razie rozumie głównie to, że liczą się stosunki bilateralne i układanie świata na obraz i podobieństwo mocarstw. Myśli pan, że czeka nas koncert mocarstw?
- Na pewno wracają twarde interesy, rozumiane bardzo klasycznie. To znaczy możemy mieć różne sojusze, ale nawet w ramach tych sojuszy Trump bardzo wyraźnie mówi, że Europa musi w końcu przestać jeździć na gapę, jeśli chodzi o jej bezpieczeństwo, które gwarantowały do tej pory Stany Zjednoczone. Oczywiście, Trump ma rację, że Europa musi zwiększyć nakłady na obronność, ale wiąże się to także z interesami ekonomicznymi Stanów Zjednoczonych i amerykańskiego sektora zbrojeniowego, który bardzo liczy na kontrakty w Europie. Sądzę więc, że Europa wie, iż nie ma powrotu do przeszłości i rzeczywistość w relacjach transatlantyckich będzie wyglądała inaczej. Jak dokładnie? Na to pytanie nikt dzisiaj nie zna odpowiedzi.
Co zrobi Trump, jeśli nie osiągnie porozumienia z Putinem?
- Mimo że ekipa Trumpa wydaje się dobrze przygotowana do rządzenia Ameryką i ma plan, co chce zrobić, to w polityce międzynarodowej będzie królować chyba improwizacja.
- Sądzę, że jego ekipa będzie się też musiała wiele nauczyć także co do zrozumienia gry rosyjskiej. Już pierwsze kontakty Putina z Trumpem – na razie telefoniczne, ale za jakiś czas pewnie też osobiste – pokażą im, jakie są cele Rosji. I jeśli ktoś jeszcze dzisiaj w Waszyngtonie nie do końca rozumie sposób rozgrywania sprawy ukraińskiej przez Kreml, to będzie miał okazję wkrótce się o tym przekonać. Pytanie, co w sytuacji fiaska takich rozmów zrobi Trump i jego ekipa. Czy zechce na przykład dać więcej broni stronie ukraińskiej, aby zmusić Rosję do realnego negocjowania, czy też może powie, żeby sama Europa broniła Ukrainy, a Stany Zjednoczone umawiają ręce. Gdyby to była ta druga opcja była, to oczywiście Ukraina i my wszyscy jesteśmy w wielkim kłopocie. Europa nie jest bowiem w stanie szybko zastąpić Stanów Zjednoczonych.
- Pozostaje też kwestia, czy Ukraina będzie w stanie dłużej walczyć z Rosją. Wiemy, że ma kłopoty z uzupełnianiem braków kadrowych na froncie.
- To jest ogromny kłopot dla Ukrainy. Ukraina jest wojną wyczerpana, żołnierze na froncie są bardzo zmęczeni, podobnie jak społeczeństwo ukraińskie. Ukraińcy chcieliby przynajmniej zawieszenia ognia i zamrożenia obecnej sytuacji. Natomiast obawiam się, że Rosjanie też to wiedzą i Kreml bardzo chętnie będzie chciał to wykorzystać. Ukraina jednak rozumie, że w najgorszym razie dalsze prowadzenie wojny może się okazać jedyną opcją, by mogła zachować suwerenność.
Rozmawiał Tomasz Walczak