- Po której?
- Po stronie Polski. Oczywiście dobrym scenariuszem byłoby żyć w świecie idealnym, gdzie od razu osiągamy pełne zwycięstwo i nagle wszyscy wiedzą wszystko o polskiej historii. Jednak nie żyjemy w takim. Nie jest tak, że prawda historyczna jest znana każdemu i wszyscy się z nią zgadzają. Przy okazji ustawy o IPN mieliśmy tego jasny przykład.
- Nowelizację ustawy o IPN oskarżono o sprowokowanie wśród Polaków wybuchu nastrojów antysemickich. Odczuł to pan?
- Wybuch u nas? Wybuchy antysemityzmu mamy w Niemczech czy Francji- gdy tysiące osób wychodzi na ulice wyjąc śmierć Żydom i podpala synagogi bądź ambasadę Izraela. Mieliśmy coś takiego w Polsce? Nie. Raczej durne komentarze w internecie. To co okazało się przy okazji ustawy o IPN, to to, jaki jest stan faktyczny wiedzy na temat okresu II wojny światowej. Mam tu na myśli wątek polski.
- Pomimo tego stanowiska Yad Vashem nadal uważa pan, że osiągnięty przez premiera Morawieckiego i premiera Izraela konsensus jest sukcesem?
- Uważam, że wspólna deklaracja obu premierów jest czymś pozytywnym. Na naszych oczach dochodzi do jednego z elementów odkłamywania historii. Oczywiście, jeżeli liczymy na to, że cały Izrael i cały świat zacznie mówić naszym językiem to się przeliczymy. Tak nie będzie.
- Może Polakom nie da się dogodzić? Najpierw krzyczano, że nowelizacja ustawy o IPN jest szkodliwa dla środowiska żydowskiego. Dlatego dobrze byłoby porozumieć się z Izraelem. Po porozumieniu z Izraelem okazuje się, że spora część społeczeństwa jest z tego niezadowolona…
- Moim zdaniem sytuacja, w której premier Izraela mówi o tym, że jednoznaczną winę za II wojnę światową ponoszą Niemcy, oraz, że istnieje zjawisko antypolonizmu jest bardzo mocnym sygnałem. Wcześniej tego nie było.
- Benjamin Netanjahu chyba sporo ryzykował podpisując tę deklarację?
- To prawda. Reakcja środowisk, które nie są przychylne premierowi Izraela pokazuje, że było to bardzo ryzykowne.
- Yaakov Nagel, zaufany człowiek premiera Netanjahu stwierdził, że Polska wycofując się z ustawy o IPN „podkuliła ogon”.
- Na poziomie dyplomatycznym musiało dojść do konsensusu. Wbrew bredniom o „podkulonym ogonie” uważam, że jest to zwycięstwo dyplomatyczne Polski.
- To jak te słowa człowieka Netanjahu postrzegać?
- Podobnie jak reakcje innych polityków. Jako zwykłą dynamikę walki politycznej, która w Izraelu też jest bardzo ostra. Chociaż nie ma tam totalnej opozycji oraz sytuacji, w której pielgrzymi izraelskich polityków jeżdżą do Brukseli błagając o to, aby Bruksela mówiła, że Izrael to naziści. Nie mniej, jest tam również bardzo ostro jak powiedziałem. Po raz pierwszy premier Izraela, czyli osoba, która ma jednak wpływ na światową debatę na temat Holocaustu mówi o antypolonizmie i o winie Niemców. Ale także o Polakach żydowskiego pochodzenia.
- Wina Niemców, po tylu dziesięcioleciach po Holocauście nie powinna chyba być tak sensacyjnym określeniem?
- To nam się wydaje, że pewne rzeczy są oczywiste, jednak nie są. Na arenie światowej bardzo neguje się kontekst polskich żydów wymordowanych, a premier Izraela jednak o tym mówi. Jak dla mnie są to ewidentne plusy, a skala negatywnej reakcji w Izraelu pokazuje, że to działanie było ryzykowane. Dlatego nie zostało napisane samo przez siebie. I podkreślam raz jeszcze, był to element udanych pertraktacji między Polską a Izraelem.
- W krytycznym komentarzu Yad Vashem znajduje się wątek dotyczący krytyki Polaków za brak odpowiednich działań w kontekście obrony Żydów podczas Holocaustu oraz braku przeciwdziałania tej tragedii. Zgadza się pan z tą tezą?
- Polska faktycznie nie zrobiła wiele. Jak miała jednak zrobić, skoro jej wtedy nie było?! Być może Yad Vashem powinno się podszkolić w zakresie historii na poziomie podstawowym. Zaś organizacje, które reprezentowały wtedy Polaków zrobiły najwięcej z ruchów partyzanckich w Europie – patrząc na skalę terroru, który wprowadzili Niemcy.