"Super Express": - Premier Wielkiej Brytanii ogłosił, że jego kraj ma zamiar wysłać na Ukrainę wojskowych doradców, którzy wspomogą tamtejszą armię. W zachodnim podejściu do wojny w Donbasie nastąpił właśnie znaczący przełom?
Edward Lucas: -Wreszcie rząd brytyjski zajmuje bardziej aktywną postawę wobec sytuacji na Ukrainie. Do tej pory Londyn działał zachowawczo, obsesyjnie trzymając się błahych spraw wewnętrznych. To jak najbardziej pożądana zmiana, choć trzeba przyznać, że to nadal za mało.
- Może to dobry początek? Do tej pory Wielka Brytania w sprawie Ukrainy była nie tylko zachowawcza, ale chyba też marginalizowana przez Niemcy i Francję, które wzięły na siebie próby przemówienia Putinowi do rozsądku. Ta polityka nie przynosi efektów, więc może Londyn zgłasza akces, żeby przejąć inicjatywę?
- Nie sądzę, żeby Wielka Brytania miała w Europie odpowiednią wiarygodność, by odgrywać w tej sprawie kluczową rolę. Londyn zaczyna z tak niskiego poziomu, że trudno mi sobie wyobrazić, by w najbliższym czasie miał stać się poważnym graczem w starciu z Rosją. Tym bardziej że Cameron ma teraz na głowie zbliżające się wybory parlamentarne. Niemniej przynajmniej na oficjalnym poziomie można zauważyć kilka znaczących zmian w myśleniu o bezpieczeństwie.
Zobacz też: Ukraina. Atak terrorystyczny w Charkowie! NIE ŻYJĄ trzy osoby.
- Co ma pan na myśli?
- Przez lata Wielka Brytania zaniedbywała elementy wojny informacyjnej. Dziś w obliczu nie tylko agresywnej polityki Rosji, ale także Państwa Islamskiego wreszcie się je rozbudowuje. Poza tym zaczęto zwracać większą uwagę na panoszących się na Wyspach rosyjskich szpiegów. Problem polega jednak na tym, że nikt nie zajmuje się brudnymi pieniędzy z Rosji. Putinowski reżim każdego roku kradł dziesiątki miliardów dolarów z kasy państwa i transferował je do londyńskiego City.
- Ktoś nawet zauważył, że to w Londynie, a nie w Moskwie bije serce rosyjskiej korupcji. To Londyn jest największą pralnią tamtejszych brudnych pieniędzy na świecie.
- Właśnie. Ponieważ brytyjskie władze nic z tym nie robią, wątpię, żeby ktoś traktował nasz rząd poważnie jako ten, który chce walczyć z reżimem Putina, skoro to w Londynie się on utrwala.
- Ale może postawa brytyjskiego premiera będzie chociaż sygnałem, że czas przestawić zwrotnicę w podejściu do Rosji?
- Myślę, że to za mało i za późno, żeby wytyczyć nowe ścieżki dla Zachodu. Dopiero teraz zaczynamy dostrzegać w Wielkiej Brytanii, że Rosja Putina jest problemem. Nie bardzo jednak rozumiemy, dlaczego i co z tym trzeba zrobić. Kraje bałtyckie, Polska czy Czechy ostrzegały przed tym już kilkanaście lat temu, ale konsekwentnie te ostrzeżenia ignorowaliśmy.
- Cameron odwołał się do słynnych słów Neville'a Chamberlaina, który prowadził politykę ustępstw wobec Hitlera, twierdząc, że Wielka Brytania nie może nastawiać karku "z powodu kłótni w jakimś dalekim kraju, między ludźmi, o których nic nie wiemy". "Popełnialiśmy już takie błędy (.). I to nie jest rozsądne postępowanie" - stwierdził Cameron. Można przynajmniej oczekiwać, że Londyn będzie bronił Zachód przed powtórką z Monachium?
- Porównania z 1938 r. i twierdzenie, że historia się powtarza, mogą być zwodnicze. Choćby dlatego, że Rosja jest dużo słabsza ekonomicznie niż hitlerowskie Niemcy, które w ówczesnej Europie były potęgą gospodarczą. Rosja w dużej mierze jest uzależniona od zewnętrznego świata, szczególnie poprzez rynki kapitałowe. Mamy więc instrumenty, dzięki którym możemy wywierać presję na Putina, a których nie mieliśmy w przypadku Hitlera. Czas zacząć ich w końcu używać. Natomiast jeśli chodzi o Camerona, to myślę, że zdaje on sobie sprawę, jak słabą pozycję ma w europejskiej polityce, i próbuje to zmienić. To dobrze, ale nie należy oczekiwać, że wywrze w najbliższym czasie większy wpływ na zachodnią postawę wobec Rosji.
- Zostaje nam nadzieja, że Niemcy w końcu zrozumieją, iż ich dotychczasowa polityka wobec Putina zawiodła.
- Czy tego chcemy, czy nie, Niemcy to jedyne, co mamy. Z europejskiej polityki zniknęły wielkie nazwiska, które miały wpływ na zachodnią postawę wobec Rosji. Niemcy są niezwykle istotne, ponieważ reszta Europy jest po prostu słaba. Musimy na nie liczyć, ale tak naprawdę potrzebujemy właściwej polityki ogólnoeuropejskiej i właściwej polityki transatlantyckiej, bo i jednej, i drugiej brakuje. Stany Zjednoczone i większość krajów UE praktycznie nie angażuje się w kwestie Ukrainy i Rosji. Cała sytuacja jest teraz na barkach Berlina, z czym ten, niestety, nie do końca sobie radzi. Angela Merkel jest co prawda wściekła na Putina, ale jednocześnie ostrzejsze reakcje wobec niego są krępowane przez jej własną partię, koalicjanta i opinię publiczną. Stąd niemoc wobec Rosji Niemiec, a w konsekwencji całego Zachodu.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail