Dariusz Rosati

i

Autor: ARCHIWUM

Dariusz Rosati: Słowa "syn premiera" otwierają wiele drzwi w biznesie

2012-08-19 11:56

Afera Amber Gold oczami polityków Platformy Obywatelskiej: głos zabiera prof. Dariusz Rosati

"Super Express": - Amber Gold zajął się Komitet Stabilności Finansowej, do mieszkania jego właścicieli wkroczyło ABW. Wszystko dopiero po tym, jak mleko się rozlało, pod publiczkę...

Prof. Dariusz Rosati: - Dlaczego? Sprawa parabanków wchodzi w kompetencje komitetu. ABW zaś działało na zlecenie prokuratury. Reakcję wywołały raczej działania prezesa firmy. Dziwię się też, że nie został aresztowany aż do wyjaśnienia sprawy.

- Właśnie działanie prokuratury i sądu budzi mój sprzeciw wobec opinii o tym, że "ludzie sami są sobie winni". W dużej mierze winny jest wymiar sprawiedliwości.

- Ze strony sądów i prokuratur było tu całe pasmo niechlujstwa, ignorancji, a może czegoś gorszego. Facet, który ma wyroki, rejestruje firmy. Dostaje kolejne wyroki w zawieszeniu, choć wcześniej miał już takie wyroki i nie są odwieszane! Jego firma ma obowiązek, a nie składa sprawozdań finansowych. KNF wzywa prokuraturę do śledztwa, a ta nie widzi podstaw! Wyjścia są dwa: albo zawiodły przepisy, albo instytucje państwowe.

- Czyli jednak państwo...

- Wymiar sprawiedliwości zawiódł na pewno, od początku. Ale to jeszcze nie całe państwo. KNF działał bez zarzutu. Nie można też wpadać w przesadę. Jesteśmy wolnym krajem i jeżeli ktoś chce powierzyć pieniądze nie bankowi, ale sąsiadowi bądź komukolwiek, to może to zrobić. Państwo nie może dyktować dorosłym ludziom, co mają robić z pieniędzmi.

- Oczywiście, ale państwo powinno chyba chronić obywateli przed recydywistami. Gdyby szef Amber Gold złamał prawo pierwszy raz - mogłoby być zaskoczone. Ale on miał na koncie wyroki.

- Tak, i to jest główny problem tej sprawy. Ludzie mają prawo mieć w tej sprawie pretensję i oczekiwać takiego poczucia bezpieczeństwa.

- Kiedy zapytano, dlaczego państwo nie przyjrzało się tej firmie, premier zasugerował, że "wolność gospodarcza" nie pozwala...

- Polska ma bardzo dobry system nadzoru nad sektorem bankowym. U nas banki nie upadają, ludzie nie tracą pieniędzy w bankach. Powstają jednak instytucje typu Amber Gold, które nie chcą podlegać temu nadzorowi, bo inaczej nie zarabiałyby pieniędzy.

- Kiedy politycy Platformy chcieli, to potrafili zapomnieć o wolności gospodarczej. Wymusili nadzór KNF nad SKOK-ami. Gdybym był złośliwy, to uznałbym, że dlatego, że szefem SKOK-ów jest polityk PiS.

- SKOK-i to pewien wyjątek. Mają kilkadziesiąt miliardów oszczędności naszych obywateli. I odwróciłbym ten argument: przecież nie mogliśmy czekać i ryzykować, że SKOK-i zamienią się kiedyś w Amber Gold. To system parabankowy, ale rozbudowany. SKOK-i prowadzą też działalność bankową, przyjmują depozyty. Dziwię się prezesom tej firmy, że robią z tego hecę. Powinni się chwalić tym, że są równie bezpieczni jak banki! To atut!

- Wspomniał pan o bezpiecznych bankach. Słyszał pan o banku, który pod nadzorem KNF proponował kwartalne umowy, na których ludzie tracili pieniądze? Ten bezpieczny bank proponował pokrętną umowę, którą ekspert od finansów był w stanie zrozumieć dopiero po kilku godzinach analizy!

- Słyszałem o tym. Podkreślmy jednak, że ludzie nie powinni podpisywać czegoś, czego nie mogą zrozumieć. Powinni wziąć taką umowę i w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów pokazać co podtyka im się do podpisania. I tam by się tym zajęli.

- Po ostatnim kryzysie i upadku banku Lehman Brothers mówienie o "bezpiecznych bankach" nie jest już chyba tak oczywiste?

- W porównaniu z parabankami ludzie wciąż mają jednak np. w Polsce pewność, że depozyty bankowe do 100 tys. euro są gwarantowane przez państwo. Co więcej, jestem przekonany, że większość nabranych ludzi myślała, że Amber Gold jest bankiem! Piękne lokale, reklamy, billboardy. Wielu mogło nie przyjść do głowy, że to szwindel! Mimo winy wymiaru sprawiedliwości to jest jednak kwestia świadomości dorosłych ludzi, w co lokują swoje pieniądze. Nie ma cudów. System, w którym ludzie nie będą się wzajemnie oszukiwali, to utopia.

- Wymaganie wysokiej "świadomości ekonomicznej" od obywateli to też moim zdaniem utopia. W USA Bernard Madoff nabrał ludzi, takich jak szefowie banków HSBC, Santander, Citigroup... O jakiego rzędu "świadomości" mówimy, skoro zabrakło jej bankierom?

- To prawda, ale Madoff nie twierdził, że daje jakiekolwiek gwarancje. Wszyscy wymienieni byli zamożnymi ludźmi i wiedzieli, że ryzykują w rodzaju hazardu. Tam nie było ciułaczy, emerytów, którzy potracili oszczędności życia. Upierałbym się, że państwo zawiodło, bo "nie łapało złodzieja", a nie dlatego, że nie powstrzymało ludzi przed inwestowaniem w Amber Gold.

- W państwie, które zawiodło, powinny polecieć głowy?

- Nie jestem ekspertem od prawa. Muszę jednak przyznać, że doszło do sytuacji skandalicznych. Przepisy istniały i nie były egzekwowane. Ponad wszystko, wymiar sprawiedliwości naprawdę dojrzał do gruntownej reformy. Nie może być tak, że sprawy gospodarcze załatwiane są jak dziś.

- W służbach specjalnych też powinno się coś zmienić? Pojawiły się opinie, że w przypadku syna premiera Tuska zawiodły.

- Zapewniam, że taka kontrwywiadowcza ochrona najważniejszych ludzi w państwie i ich rodzin istnieje. W tej konkretnej sprawie Michał Tusk wiedział, co robi, ale też premier świetnie wiedział, co robi jego syn. Odbyła się nawet ta ich rozmowa.

- Skuteczna ta interwencja premiera nie była...

- Bo nie była to też sprawa, w której ucierpiał interes państwa.

- Był pan ministrem spraw zagranicznych. Pańska córka jest znaną aktorką. Czy dzieci polityków na istotnych stanowiskach są w Polsce obiektem podchodów dziwnych postaci, przestępców?

- Nie mam poczucia, by do tej pory do takich "podchodów" dochodziło. Nie widzę też tego w sprawie Amber Gold. Wielu takim jak Marcin P. może zależeć, by pracował u nich syn premiera. Może być nadzieja, że w razie czego coś komuś szepnie. Może być też chęć chwalenia się tym przed klientami. Słowa "u nas pracuje syn premiera" mogą otwierać wiele drzwi w biznesie.

- Właściciel Amber Gold traktuje Michała Tuska jak polisę?

- Nie mam za grosz zaufania do jego wersji, ale mimo wszystko prokuratura powinna te słowa sprawdzić. Przykro mi to mówić, bo wiem, jak ciężkie są to chwile dla premiera i jego syna. Ale dzieci ludzi na stanowiskach powinny zastanawiać się, czy gdy ktoś proponuje im dobre wynagrodzenia, to dlatego, że są naprawdę tacy świetni, czy też ze względu na powiązania rodzinne.

Prof. Dariusz Rosati

Poseł Platformy Obywatelskiej, były minister spraw zagranicznych