"Super Express": - Sojusz Lewicy Demokratycznej to już przeszłość. Dziś jest pan w Inicjatywie Polskiej. Zdradził pan ideały?
Dariusz Joński: - Lewicowe na pewno nie. I to długo nie. Ostatnie działania pokazały, że można nie być posłem, rzecznikiem prasowym, wiceprezydentem, nawet przewodniczącym rady wojewódzkiej, żeby zebrać podpisy. Na pewno pan zauważył, że w ubiegłym roku zebraliśmy 250 tys. podpisów w sprawie liberalizacji prawa aborcyjnego. Okazuje się, że nie trzeba mieć funkcji w partii, by zebrać ludzi, którzy myślą podobnie, po lewicowemu, i osiągnąć sukces. Barbara Nowacka weszła do Sejmu i to dzięki nam PiS wycofał się z dyskusji o zakazie aborcji. A teraz w dziesięciu miastach zgłosiliśmy projekt "dzieciaki bez biletów". Niestety, SLD w Łodzi odrzuciło ten projekt.
- O Inicjatywie Polskiej będziemy jeszcze rozmawiać. Dlaczego odszedł pan z SLD? Tajemnicą poliszynela jest to, że nie za bardzo lubi się pan z Włodzimierzem Czarzastym.
- Za długo jestem w polityce, by opowiadać, czy się ktoś lubi z kimś, czy nie.
- Ale był pan kojarzony z poprzednią ekipą Leszka Millera. Był pan jedną z twarzy Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Teraz pan nie jest. Dlaczego?
- A z Włodzimierzem Czarzastym pracowaliśmy przy dwóch kampaniach, choć on wtedy za każdym razem rezygnował. Nie chcę wracać do przeszłości.
- A co takiego było nie tak w SLD, że pan odszedł?
- To, że był zorganizowany kongres lewicy bez części lewicy, to nie wszystko. Owszem, przewodniczący przejechał ileś tam kilometrów, ale licznik zegara samochodowego nie decyduje o tym, kto jak zagłosuje. Kropką nad i było jednak to, że radni SLD w Łodzi odrzucili projekt bezpłatnych przejazdów dla dzieci. W Warszawie jest, w Krakowie jest, a w Łodzi - przez radnych SLD - nie ma.
- A ja mam podejrzenie, że pan szukał powodu, żeby odejść i pan go znalazł.
- Ale akurat tu byłem pewien, że klub SLD zagłosuje za. Jeżeli jednak szef klubu radnych SLD wychodzi i mówi, że nie słyszał, żeby rodzice na ulicach skarżyli się na to, że dzieci muszą płacić za bilety, to potem nie ma się co dziwić, że SLD ma problem z przekroczeniem progu. Byłem rzecznikiem. Co drugie spotkanie musiałem się tłumaczyć, dlaczego lewica popierała np. likwidację barów mlecznych. Nie potrafiłem na te pytania odpowiedzieć.
- Bo był czas, za Millera, że lewica była taka kapitalistyczna,..
- Było kilku takich liberalnych osobników przy Leszku Millerze.
- Ale dobrze, bo gdy obniżono te podatki, to okazało się, że wpływy do budżetu są większe.
- Ja też to pamiętam i tego będę bronił. Dla mnie najważniejsze, żeby były duże wpływy do budżetu, bo wtedy będą pieniądze na programy socjalne. Ja akurat nie popieram tego, by był podatek 75 proc., bo wtedy szara strefa się zwiększy i wpływów do budżetu będzie mniej. A lewica chce, by było ich więcej.
- Wciąż nie usłyszałem odpowiedzi na pytanie, dlaczego pan odszedł...
- Naprawdę szyld partyjny nie jest najważniejszy. Lewicę ma się w sercu albo nie.
- Czasem szyld partyjny załatwia wszystko. Na przykład znani ludzie odeszli z PiS, założyli swoje partie. I nikt nie pamięta, jak się te partie nazywały.
- Nie chcę rozmawiać o prawicy. Ale wahadło wychyla się w drugą stronę. Zawsze jest tak, że jak pójdzie w lewą stronę, to potem idzie w przeciwną. W Inicjatywie było nas na początku 50 osób. Teraz jest to kilkaset osób, w tym wicemarszałek sejmiku dolnośląskiego, wiceprezydent Poznania, radni wojewódzcy. Zazwyczaj to młodzi ludzie - 30-40 lat, choć są też osoby starsze. Pokazujemy na co dzień ciężką robotą, że jesteśmy ludziom potrzebni.
- Aha, to odszedł pan, żeby pokazać, że nie ma pan nic wspólnego z komuchami?
- Nie, SLD zawsze będzie miał te swoje 3-4 proc. głosów. Bo sentyment i przyzwyczajenie wśród wyborców jest. Ale prosty przykład - my wyszliśmy i zebraliśmy ćwierć miliona podpisów za liberalizacją aborcji. Włodzimierz Czarzasty zapowiedział, że zbierze milion. I mija rok, a podpisów wciąż nie ma. Chodzi mi też o to, że musi być konsekwencja.
- Chce pan powiedzieć, że Czarzasty jeździ i nie pracuje?
- Jeżeli Sojusz ma 22 tys. członków, to zebranie stu tysięcy podpisów nie powinno być problemem.
- A ja panu zdradzę sekret. Jak przestał być pan rzecznikiem, to Sojusz Lewicy Demokratycznej ma 11 proc. poparcia.
- Nawet gdy odchodziłem miał tyle. Niedawno był sondaż, w którym miał 6. Sondaże naprawdę nie mają największego znaczenia. I jestem przekonany, że niebawem po lewej stronie pojawi się szeroka alternatywa. Ale żeby było jasne. Wszystkim formacjom lewicowym życzę dobrze. Możemy się różnić, ale współpracować. Na przykład z Partią Razem różni nas wiele, a jednak w Łodzi mogliśmy współpracować.
- Od Razem odróżnia was to, że nie jesteście marksistami?
- Między innymi różnimy się w sprawach podatkowych. Ale też robimy na przykład w Łodzi wspólne święto pracy.
- A Barbara Nowacka to jest lider z prawdziwego zdarzenia? Czy pomyślał pan, że idzie tam po to, by samemu poliderować?
- Na lewicy liderów jest wielu, natomiast faktycznie, żeby ją odbudować, potrzebny jest jeden lider z prawdziwego zdarzenia. I musi pan przyznać, że Barbara Nowacka w sondażach poparcia zajmuje zazwyczaj czołowe miejsce. Nie będąc posłem, jest najwyżej notowana spośród ludzi lewicy. Dziś sobie nie wyobrażam lewicy bez Barbary Nowackiej i Roberta Biedronia.
- A ja pamiętam wybory parlamentarne, gdy obok siebie stali Barbara Nowacka i Adrian Zandberg. I Nowacka wypadła bardzo słabo, a Zandberg błyszczał.
- Każdy wybrał swoją drogę, przy wyborach samorządowych zobaczymy, co dalej będzie, choć jeśli chodzi o wybory samorządowe w kilku miastach już rozpoczęły się rozmowy na temat szerokich bloków koalicyjnych. To jest ta szansa, żeby lewica, pomimo różnic, mówiła jednym głosem.
- A pan bardziej boi się PiS czy PO?
- W polityce nigdy nikogo się nie bałem. Jedni równi są drugim. W poprzedniej kadencji PiS przynosił projekty obywatelskie, Platforma je odrzucała. Teraz jak Platforma przyniesie, pewnie odrzuci PiS. Pewne mechanizmy są podobne, choć oczywiście to, co robi Prawo i Sprawiedliwość jest zagrożeniem dla demokratycznego państwa prawa. To, co stało się z Trybunałem Konstytucyjnym, co minister sprawiedliwości z sądami, jest tego dowodem.
- Ale badania pokazują, że ludzie chcą zmian w polskich sądach.
- A czy ja mówię, że nie chcą? Ale czy tak głębokich? Wprowadzenia aż takiego ręcznego sterowania? Wydaje mi się, że nie. Oglądam czasami telewizję publiczną, na którą się wszyscy składamy i sądzę, że panowie trochę przeginają. Jednak myślę, że PiS wykończą Antoni, Wacek i Misiek, o nich się już bardzo głośno mówi.
- Miśka już nie ma.
- A właśnie już wrócił. Ale niezależnie od tego ludzie ci świadczą o partii. Prawica zawsze sama się rozjeżdżała, tak będzie i tym razem.
ZOBACZ: Misiewicz będzie miał WŁASNY program w nowym miejscu pracy!