Od kilku dni olbrzymie emocje budzi posiadłość Daniela Obajtka w Łężkowicach (woj. małopolskie). Nieruchomość prześwietlili posłowie Platformy Obywatelskiej Cezary Tomczyk i Marek Sowa. - Pałac w Łężkowicach to tylko jedna z nieruchomości prezesa Obajtka, o wartości ok. 5 milionów złotych, która została wybudowana w bardzo dziwny, szybki sposób - mówił na niedawnej konferencji Cezary Tomczyk. Zdaniem polityków dziwne jest to, że po zakupie Obajtek przepisał nieruchomość na brata. A już po wybudowaniu dworku posiadłość ponownie trafiła w ręce prezesa Orlenu. Poseł Marek Sowa przekonuje, że politycy PO mają wyceny, które świadczą o tym, że ta nieruchomość jest warta 5 milionów złotych.
Posłowie PO przekonują, że willę należy określać mianem "przepięknego pałacu z basenem oraz elementami małej architektury". - To 450 metrów kwadratowych, kompleks budynków, garaże i okrągły basen – podkreślają posłowie Sowa i Tomczyk. I dodają, że chcą wiedzieć skąd prezes Daniel Obajtek wziął pieniądze na nieruchomość.
Prezes Polskiego Koncernu Naftowego Orlen w rozmowie z Super Expressem odniósł się do tych zarzutów. - Miałem ojca i rodzinę, którzy mi bardzo pomogli. Poseł Sowa okłamuje opinię publiczną mówiąc na przykład, że mój dom w Łężkowicach jest warty 5 milionów złotych. To jest jedno wielkie kłamstwo - podkreśla Daniel Obajtek.
Co więcej prezes Obajtek przekonuje, że jest gotów sprzedac ten dom zdecydowanie taniej, niż wyliczyli to politycy Platformy Obywatelskiej. - - To nie jest Wilanów, tylko gmina Kłaj. Dom był budowany w 2010 roku. Wymienia się kwotę 17 tysięcy za metr. Czy to jest rozsądna i logiczna kwota? Pragnę zaznaczyć, że w Małopolsce buduje się dom przy całym zaangażowaniu rodziny. Mój ojciec był budowlańcem, prowadził firmę budowlaną. Jeżeli panowie posłowie Sowa albo Tomczyk twierdzą, że ta nieruchomości jest warta 5 milionów złotych to niech kupi ode mnie ten dom za 3,5 miliona złotych. Opuszczę mu półtora miliona złotych - stwierdza Super Expressowi Daniel Obajtek.
Do tego prezes Obajtek przekonuje, że przez to, iż politycy PO ujawnili jego adres, cierpi jego syn. - Pod nasz dom podjeżdżają obcy ludzie. Nad domem latają drony. Moje dziecko płacze, muszę go zawozić do babci. To jest coś bardzo nieodpowiedzialnego. Myśli pan, że moje dziecko nie umie obchodzić się z telefonem. To, co czyta ten 10-letni chłopak powoduje u niego lęki - podsumowuje.