- Rozmawiamy na stacji benzynowej Orlenu. Pan prezes pierwszy raz jest w takim miejscu, czy już bywał?
- Oczywiście i to jeszcze zanim zostałem prezesem. Tankowałem auto, korzystałem z oferty gastronomicznej w tym oczywiście wyśmienitej kawy.
- Co się zmieniło na stacjach przez ten rok, od kiedy zarządza pan Orlenem?
- Stacje są ważnym obszarem biznesowej działalności Orlenu, stanowią również wizytówkę firmy. Większość Polaków postrzega nas właśnie przez nie. Dla nas ogromne znaczenie ma jakość świadczonych usług, ale też oferowanych produktów. Dlatego ciągle udoskonalamy ofertę i wprowadzamy najwyższe standardy obsługi, zmiany są płynne. Chcemy, żeby na stacjach nie tylko tankowano, ale robiono zakupy, stąd szeroka oferta pozapaliwowa, w której jest coraz więcej polskich marek. Wprowadziliśmy również rozwiązania, które znacznie usprawniają obsługę tych osób, które się spieszą. Na przykład moduł płatniczy Orlen Pay, dzięki któremu można zatankować i zapłacić przy dystrybutorze.
- Oferta pozapaliwowa to nie jest wasz core biznes, ale jednak rośnie.
- To nasza odpowiedź na oczekiwania klientów, którzy coraz częściej przy okazji tankowania auta chcą zrobić zakupy czy skorzystać z oferty gastronomicznej. Dlatego dbamy o to, by asortyment był atrakcyjny. Klienci to doceniają i wracają na nasze stacje. Tak też buduje się przywiązanie klienta do naszej firmy. Mamy satysfakcję, że nasze działania są doceniane. Co kwartał notujemy zdecydowane wzrosty sprzedaży detalicznej i zysku. W minionym roku osiągnęliśmy rekordowy zysk - 2,8 mld zł z samego segmentu sprzedaży detalicznej! Orlen wciąż się rozbudowuje, inwestuje. W 2018 roku nasza sieć powiększyła się o 20 nowych stacji.
- Wspomniał pan o polskich produktach na stacjach Orlen…
- Po ponad roku naszych działań już ponad 70 proc. produktów pochodzi od polskich producentów, a 80 proc. wyrobów wyprodukowanych jest w Polsce. Prowadzimy z polskimi producentami rozmowy i przyznam, że to nie zawsze jest łatwy proces. Mamy ponad1700 stacji w Polsce i ok. 1000 za granicą i tam także chcielibyśmy angażować polskich producentów.
- Klienci Orlenu są bardziej konserwatywni, czy szukają nowinek? Choćby hot-dogów wegańskich.
- W gastronomii wciąż rozwijamy swoją ofertę. Oczywiście mamy klientów konserwatywnych, ale chcemy też przyciągnąć tych nowych. Szukamy różnych rozwiązań i na pewno będą jeszcze zmiany, które pozytywnie odbiorą klienci.
- Jakie?
- A to już zapraszam na stacje Orlenu, by się samemu przekonać.
- Kiedy zobaczymy na waszych stacjach produkty z wizerunkiem Kubicy?
- Chcemy, by stało się tak, jak najszybciej. Umowa z Williamsem ma charakter biznesowy. Jej celem jest m.in. promowanie naszych produktów i rozpoznawalności Orlenu. Jesteśmy obecni na sześciu kontynentach i bardzo szybko chcemy tę umowę konsumować i przekładać na to, co oferujemy. W kwietniu ruszamy z dużą kampanią promocyjną.
- Co będzie na tych produktach? Nasz Kubica? Pojazdy i logo Williamsa?
- Panie Redaktorze, trochę cierpliwości. Chcemy, aby pozostało to niespodzianką dla naszych klientów. Najważniejszy jest początek, tzw. wielkie „WOW” i tym chcemy zaskoczyć w kwietniu.
- Na razie było wielkie WOW z Kubicą.
- Już w 2018 roku zastanawialiśmy się, kto mógłby się stać twarzą Orlenu. Zajmujemy się produkcją i sprzedażą paliw, więc dyscyplina sportu kojarzona z taką działalnością była naturalnym wyborem. Cieszę się z finalizacji kontraktu, bo to spina się biznesowo i reklamowo. Formuła 1 jest popularna na arenie międzynarodowej. Wyścigi w tej klasie to dwa miliardy ludzi przed telewizorami na całym świecie. To szansa na budowanie rozpoznawalności marki ORLEN , która sprzedaje swoje produkty na sześciu kontynentach w ponad 90 krajach.
- Wspomniał pan o biznesowym aspekcie umowy z Williamsem. Na jakie pieniądze możecie liczyć?
- Nie naciągnie mnie pan na konkretne kwoty. I choć zawsze jest jakaś niewiadoma, to nie da się ukryć, że podejście kibiców do Roberta , który w Polsce jest szanowany i emocjonalnie odbierany, na pewno przełoży się na nasz biznes. Nasza konkurencja też inwestuje w marketing sportowy i nie możemy pozostać w tyle.
- Będzie pan trzymał kciuki za Kubicę na odległość, czy będzie mu pan towarzyszył na wyścigach?
- Mamy dużo zadań i wytyczonych celów w 2019 roku i muszę skupić się na ich realizacji, więc będę kibicował na odległość. Być może, jeśli czas pozwoli, pojawię się na Grand Prix Węgier, ale będzie to jeden wyjazd. Często rozmawiam z Robertem przez telefon, pozostajemy w kontakcie.
- Jaki jest prywatnie?
- Bardzo skromny, wrażliwy, naturalny człowiek. Z pokorą do życia. I z dystansem. Docenia doping rodaków, ale i uspokaja emocje.
- Wspomniał pan o wyzwaniach. Bez wątpienia jednym nich, może nawet najważniejszym, jest fuzja Lotosu z Orlenem. Co dzieje się z wnioskiem złożonym w listopadzie do Komisji Europejskiej w tej sprawie?
- Wszystkie projekty biznesowe, które realizujemy są bardzo ważne. A połączenie Orlenu i Lotosu powinno być zrealizowane wiele lat temu z korzyścią dla obu firm, polskiej gospodarki i bezpieczeństwa energetycznego kraju. Dlatego krok po kroku realizujemy zapisy listu intencyjnego podpisanego rok temu. Rozmowy z Komisją Europejską toczą się w dobrym tempie i w dobrej atmosferze. Ale trzeba pamiętać, że takie procesy zwykle trwają ok. 2 lat. To wymaga mnóstwa analiz, dyskusji. W praktyce to tysiące stron dokumentów, analiz.
- Ktoś w ogóle to w Brukseli przeczytał?
- Oczywiście, że czytają, analizują i przysyłają setki pytań, na które PKN Orlen na bieżąco odpowiada.
- I jakie to są pytania?
- To muszę zostawić dla siebie. Przedstawiciele KE rozmawiają z nami, ale także z naszą konkurencją. Przygotowują oceny mikro- i makrorynków. Analizują, jaki to będzie miało wpływ na nasz region i Europę, nie tylko w kwestii paliw. To żmudny proces, ale liczymy na pozytywne zakończenie. Zakładamy, że Komisja Europejska przedstawi nam warunki, które zepną się biznesowo.
- Macie na pewno jakieś przesłuchy z Komisji Europejskiej. Taka fuzja ma nie tylko kontekst finansowy, gospodarczy ale również polityczny.
- Przede wszystkim ten proces ma fundamentalne znaczenie z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Inne kraje na świecie to doskonale rozumieją i już dawno przeprowadziły tego typu transakcje, żeby zabezpieczyć swoje gospodarki. Oczywiście w przypadku tak ogromnych dwóch firm to zawsze wiąże się również z polityką. Tym bardziej, że rozwój Orlenu przekłada się bezpośrednio na gospodarkę państwa. Nasza firma w 2018 roku zapłaciła ponad 36 miliardów zł różnych danin do budżetu państwa! W 2015 roku było to 25 miliardów. Obroty, które wzrosły o 15 proc. w ubiegłym roku, przekroczyły już 110 miliardów. W sprawie fuzji z Lotosem mamy argumenty biznesowe i podnosimy kwestie naszego bezpieczeństwa. Pytania Komisji generalnie są bardzo merytoryczne. Jest sporo dyskusji jak będzie wyglądał rynek hurtowy w całym regionie. Pewien margines ustępstw jest z naszej strony możliwy.
- Co ta fuzja będzie oznaczała dla zwykłych klientów?
- Fuzja to znacznie szybszy rozwój Orlenu i Lotosu, korzystny także dla klientów. Próbuje się wmawiać, że powstanie monopol. To nieprawda. To nie leży w naszym interesie. Ten rynek w Polsce jest konkurencyjny i fuzja tego nie zmieni. Ani my jako Orlen, ani Polska jako państwo nie mają wpływu na cenę baryłki ropy na świecie. Możemy jednak szukać wielu synergii w obsłudze biznesu, w spółkach zależnych, w logistyce czy dostawach ropy. I te oszczędności mogą zwiększać naszą elastyczność. Musimy być konkurencyjni, bo niezadowoleni klienci po prostu do nas nie przyjdą.