Łukasz Warzecha KOMENTUJE: Czym zapłacił Tusk

2014-09-05 4:00

Są dwie wizje polityki: jedna dla naiwnych, druga dla tych, którzy są za inteligentni na tę pierwszą i dlatego na ogół mają kiepski nastrój. Chyba że akurat sami spijają polityczne konfitury.

Według tej pierwszej wizji Donald Tusk, nasz najwybitniejszy przywódca od czasów Zygmunta Starego, a może nawet Władysława Jagiełły, dostał posadę "prezydenta Europy", ponieważ wszyscy w Unii kochają Polskę, a w szczególności właśnie Tuska jako polityka wybitnego, z wizją, o mocnej pozycji. Ci, którzy go poparli, nie chcieli nic w zamian. Kiedy Angela Merkel spotykała się z Davidem Cameronem, siadali sobie przy kawie i jedno mówiło do drugiego: "No, ale wiesz, tego Donalda to trzeba było po prostu poprzeć. Taki mądry, prawdziwy Europejczyk, i do tego z Polski". "Tak, tak" - brzmiała odpowiedź. - "Musieliśmy, Polsce się to po prostu należało".

Bywa, że zazdroszczę tym, którzy w ten właśnie sposób wyobrażają sobie polityczne kulisy. Muszą być szczęśliwi. Ci drudzy, do których i ja się zaliczam, zawsze pytają: za co? Co w zamian? Co konkretnie my lub ktoś inny na tym zyska?

Z początku bardzo prawdopodobny był scenariusz, zgodnie z którym oddanie Tuskowi prestiżowego, acz faktycznie stosunkowo mało znaczącego stanowiska sprawiłoby, że w zamian nie dostalibyśmy istotnej teki w Komisji Europejskiej. Ostatecznie, według informacji wciąż nieoficjalnych, Elżbieta Bieńkowska ma objąć rynek wewnętrzny. To wprawdzie sektor nie aż tak kluczowy jak konkurencja czy energetyka, ale wciąż dość ważny. Skoro więc nie tym zapłaciliśmy za 120 tys. miesięcznej pensji Tuska, to czym?

Część odpowiedzi dostarczyła nam brytyjska prasa, pisząc, że w zamian za poparcie brytyjskiego premiera Tusk wycofał swój sprzeciw wobec ograniczenia świadczeń socjalnych dla imigrantów z Polski. Czyli skapitulował w tej samej sprawie, w której - zgodnie z nagraniem rozmowy Pawła Grasia z Jackiem Krawcem - kiedyś Camerona przez telefon op…lił.

Przyznaję, że gdybym był Brytyjczykiem, postulaty Camerona uważałbym zapewne za usprawiedliwione. Premier Wielkiej Brytanii ma prawo walczyć o sposób wydawania pieniędzy brytyjskich podatników właśnie dlatego, że jest szefem rządu Wielkiej Brytanii. Gorzej, kiedy w tej walce bierze po jego stronie udział premier Rzeczypospolitej Polskiej, który w nagrodę dostaje perspektywę pięciu lat na sowicie płatnej posadzie i emerytury w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. Chyba że jest to sposób na realizację przez Tuska jednej z jego niezliczonych wyborczych obietnic - mianowicie tej o sprowadzeniu emigrantów z zagranicy.

Sprawa świadczeń socjalnych wyjaśniałaby poparcie Camerona dla kandydatury lidera PO. Pozostaje pytanie, co Słońce Peru obiecało innym wspierającym go przywódcom największych państw Wspólnoty. I czyim tym razem kosztem?

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail